wtorek, 2 września 2014

Only One Shot... II

To było trudne, kiedy musiał wybrać pomiędzy chłopakami, a Lee. Jak można dokonać takiego wyboru, to wręcz nieludzkie. Odkąd sięgał pamięcią był sam. Rodziców nie znał, wiedział tylko, że zginęli w wypadku samochodowym, ale ile w tym prawdy? Trudno znaleźć świadka wypadku, który wydarzył się prawie dziewiętnaście lat temu. A nie znał nikogo, kto mógłby mu pomóc w tej sprawie.
Z nieznośną samotnością miał styczność od dzieciństwa, normalne dzieci miały rodziców, którzy ich chronili i kochali, a on nie miał nikogo. W domu dziecka nikt nie tracił czasu na zbędne czułości, każdy miał być posłuszny i nie sprawiać problemów, a wtedy przy odrobinie szczęścia mógł znaleźć dom. Z YoungJae tak nie było, nikt nie chciał dziecka, które wiecznie było smutne i skryte. A to, że niektórymi swoimi wiadomościami przebijał wiedzę dorosłych też mu nie pomagało. Często uciekał w świat nauki, dlatego przez swoich rówieśników był uznawany za dziwoląga, bo zamiast grać w piłkę wolał czytać. Dzieci bywają okrutniejsze niż dorośli, często nawet przez przypadek. W szkole to on nie chciał zawierać znajomości, było mu to nie potrzebne, a przynajmniej sam sobie to wmawiał. Tak naprawdę tylko bał się odrzucenia. Dopiero pod koniec gimnazjum znalazł kogoś komu zaufał. Przez kilka tych lat zainteresował się autami i poza mianem dziwaka zyskał w szkole miano jednego z najlepszych mechaników w dzielnicy. YongGuk sam do niego przyszedł i sam zaproponował mu coś, co dla młodego Yoo było wybawieniem od wszystkich swoich problemów.

~*~

Przewróciłem się na drugi bok, nie spałem już od dawna, nigdy nie miałem problemów ze snem, ale kiedy ona umarła wszystko się zmieniło. Dlaczego tak długo wmawiałem sobie, że kocham ją tylko jak siostrę? Gdybym przyznał się do tego wcześniej miałbym więcej czasu, mógłbym ją ostrzec… albo nawet nie musiałbym dokonywać wyboru. Teraz mogę tylko wyzywać się za swoją głupotę i cierpieć. Choć tak naprawdę nie byliśmy razem tęsknię za nią na każdym kroku. Nigdy nie powinienem był się w niej zakochać. To było wbrew wszystkiemu. To przeze mnie zginęła, Bang doskonale wiedział, że coś takiego może się stać jeśli jeden z członków gangu zakocha się w drugim, dlatego określił to jako jedną z zasad kiedy przystępowałem do jego gangu. Nigdy nie zapomnę tego kiedy stałem się jednym z nich.

Jak zwykle stałem sam na szkolnym boisku, nie miałem przyjaciół. Wolałem być sam ze swoją innością, czy jak to inni nazywali. Akurat wtedy w moim życiu byłem tylko ja i samochody, nie wiem w jaki sposób nauczyłem się je reperować, ale przynosiło mi to znaczny zysk. Byłem do aut bardziej przywiązany niż do jakiegokolwiek człowieka.
- Hej, młody – zwrócił się do mnie pewny licealista, który był chyba jednym z najbardziej znanych ludzi w szkole. Był plotką numer jeden i nawet jeśli nie chciało się o nim słyszeć to to było niemożliwe. Całe gimnazjum i liceum, zaczynając od przestraszonych nowym otoczeniem pierwszoklasistów i kończąc na pewnych siebie licealistach go znało. Mało tego, wszyscy się go bali, chociaż tak naprawdę nie mieli ku temu powodów. Bang YongGuk mimo strasznego wyglądu nikt nigdy nikomu w szkole nie zrobił, nauczyciele też nigdy nikomu nie zgłaszali problemu z nim, więc cały ten strach podparty na… niczym. Tylko czego taki gość mógł chcieć ode mnie? Biorąc pod uwagę, że wśród moich równolatków rozmowa z licealistą to było coś czym można było się pochwalić, to rozmowa z żywą legendą mogła… ja wiem? Ułożyć mi prestiż do końca szkoły, albo coś.
- Annyeong, Hyung – skłoniłem się
- Słyszałem, że radzisz sobie z autami. – podniosłem wzrok zaciekawiony, wszystko co było związane z samochodami mnie interesowało – potrzebuję zaufanego mechanika.

W taki sposób trafiłem do jego gangu, to było dla mnie ogromne wyróżnienie, choć na początku byłem tylko mechanikiem. Żeby być pełnoprawnym członkiem gangu musiałem sobie na to zasłużyć, podobno każdy to przechodził, z tego co sam zaobserwowałem ci, którzy dołączyli do nas później też.

- I jak młody, podoba Ci się tutaj? – spytał mnie przy robocie HimChan, drugi co do ważności w gangu człowiek. Musiałem przyznać, że budził on respekt, chociaż nie robił, nie mówił nic za co by mu się on należał.
- Pewnie – jak mogło mi się nie podobać? Dla mnie było to wyróżnienie i odskocznia od nudy, chociaż wolałem brać wtedy udział w akcjach, a nie tylko naprawiać samochody. Ale w końcu znalazłem kogoś w rodzaju przyjaciół, a przynajmniej miałem nadzieję, że oni mnie za niego mają.
- To super… - potem dowiedziałem się, że został wysłany przez Bang’a żeby dowiedzieć się czy byłbym w stanie do nich przystąpić. Żebym był taki jak oni musiałem tylko zabrać jednemu gnojkowi kasę. To było proste zadanie, w porównaniu z tym co mieli inni. A już zwłaszcza z tym co miała ona.

W dalszym ciągu zastanawiam się po co to piszę, może po prostu potrzebuję jakiegoś zajęcia, żeby nie oszaleć? Mollayo. Moje myśli i tak zaprząta całkowicie co innego. Chęć zemsty. Nie daruję im, że zabili JiMin, moją Lee… Poszedłem na ten układ tylko po to żeby ją ratować, poświęciłem przyjaciół, pod groźbą jej śmierci, a ona i tak zginęła. JiMin była dla mnie najważniejszą osobą na świecie, nie wiem kiedy się w niej zakochałem, ale uwielbiałem w niej jej upór. To dzięki niemu ją poznałem, gdyby nie to pewnie w życiu bym jej nie spotkał. Ale by żyła… YongGuk nie chciał, żeby była w gangu, chodziło mu o jej bezpieczeństwo, ale panna Bang uparła się, że nie pozwoli na to, żeby drżeć z niepokoju o brata. On strasznie ją kochał, kiedy jeszcze nie należała do gangu dbał o nią i starał zastępować jej rodziców, którzy podobnie jak moi zginęli w wypadku. Za to ona za wszelką cenę chciała go bronić. Nikt nigdy nie był świadkiem ich kłótni, nikt oprócz mnie, ale tylko ten jeden raz.

Wszedłem do warsztatu, żeby popracować nad autami przed następną akcją. W ciągu kilku miesięcy zdążyłem już uwielbiać tą robotę. Ale przy samochodzie ktoś już stał, na oko piętnastoletnia dziewczyna z krótkimi, ciemnymi włosami, była pochylona nad silnikiem jednego z aut i ze zmarszczonym czołem naprawiała akumulator. To było dziwne, bo zazwyczaj dziewczyny w jej wieku robiły zupełnie co innego. Ona swoim wyglądem i tym co robiła nie przypominała swoich rówieśniczek. Poczułem się jakby urażony, że zabiera moją robotę.
- Kim jesteś? – spytałem ostrym tonem. Dziewczyna drgnęła słysząc mój głos i powoli odwróciła się do mnie mierząc od góry do dołu spojrzeniem dużych oczu barwy ciemnej czekolady.
- Jestem JiMin – odpowiedziała spokojnie i wróciła do zajęcia, które robiła wcześniej – mianhe, że zabieram ci stanowisko pracy, ale lubię auta, a YongGuk nie pozawala mi się do nich zbliżać.
- Jesteś siostrą Bang’a? - zapytałem całkowicie zbity z tropu, wiedziałem, że ma siostrę, ale wyobrażałem sobie ją trochę inaczej, a już na pewno nie jako chłopczycę z umiłowaniem do aut. Chociaż gdyby się przyjrzeć była do niego trochę podobna, kolor włosów, oczu i duże, ciemne usta ją do niego upodabniały, ale jak na siostrę kogoś takiego jak Guk była zbyt drobna i niska, chociaż muszę przyznać dodawało jej to uroku.
- Ne – jej do tej pory opanowany głos lekko zadrżał- mógłbyś mu nie mówić, że się tu wkradłam? – spytała nad wyraz ostrożnie
- Dlaczego? – czułem się trochę jak jakiś policjant
- Bo jak się dowie, że się włamałam to będzie wściekły – powiedziała, jakby to było coś oczywistego. Było, wiedziałem, że Bang nie chce, żeby jego siostra była w gangu. Nie zdążyłem jednak odpowiedzieć. Lider chyba domyślił się, że jego siostra znajduje się w magazynie, bo oboje usłyszeliśmy jak krzyczy jej imię.
- Aish – mruknęła dziewczyna wychodząc na korytarz – jestem!
- YAH! Bang JiMin! Dlaczego…
- Mówiłam ci, że nie chcę siedzieć z założonymi rękami kiedy ty…
- Nic mi nie będzie, ani nie jest… - jedno nie kończyło zdania, bo drugie mu przerywało, tak jakby rozmawiali o tym tysiące razy używając tych samych argumentów.
- Ale ja nie chcę siedzieć i… - i znowu Bang jej przerwał
- To się czymś zainteresuj…
- Jak się zainteresowałam to… - mi nie pozwalasz się zbliżać, dokończyłem sobie w myślach
- Bo ty się uparłaś na… - samochody i gang
- Bo lubię naprawiać auta, a poza tym mogę… - się przydać
- Mam… - już mechanika
- Możesz mieć dwóch – odparowała
- Nie – przerwał jej ostrym tonem – to niebezpieczne!
Zapanowało dość długie milczenie, jeśli młoda była taka jak jej starszy brat to zapewne w tym momencie mierzyli się groźnymi spojrzeniami.
- To pójdę do Big Bang – mruknęła spokojnie, użyła ciosu poniżej pasa. Big Bang to nasi śmiertelni wrogowie, poza tym są dla siebie nawzajem bardziej niebezpieczni, tam ważna jest hierarchia, kto zabije szefa automatycznie się nim stanie. Cisza, która zapanowała po tym co powiedziała była tak idealna, że gdyby teraz którykolwiek z nich się ruszył słyszałbym to bardzo dokładnie.
- Nie możesz… - zaczął Guk w miarę opanowanym głosem, smarkata miała tupet, jednemu z najniebezpieczniejszych ludzi jakich można poznać stawiała ultimatum. Odważne z jej strony, ale przecież musiała wiedzieć, że jej brat nic jej nie zrobi. Każdy głupi na odległość widzi jak bardzo ją kochał.
- Mogę – odpowiedziała – nie chcesz się zgodzić, żebym była z wami, to będę przeciwko wam
- Arasso – warknął, musiała go mocno wyprowadzić z równowagi – ale tak jak każdy będziesz musiała coś dla nas zrobić.
- Wiem – odpowiedziała – Gukkie, mianhe… dobrze wiesz o co mi chodzi… - nie odpowiedział, oczami wyobraźni widziałem jak młoda spuszcza głowę.
- Idź do warsztatu – oschły ton lidera wobec swojej siostry był zaskakujący, do tej pory słyszałem w nim troskę - i radzę ci się zakumplować z YoungJae…
Wróciła i z westchnieniem zabrała się do roboty razem ze mną. Kilka dni później dowiedziała się co ma zrobić, żeby mogła być w gangu. W przeciwieństwie do mojego prostego zadania polegającego na zdobyciu kasy, ona musiała kogoś zabić. Wiem, że takich zadań nikt nigdy nie dostawał na sam początek, zapewne chodziło to, żeby młoda się przestraszyła i wycofała. Kiedy związany i zakneblowany gość na pustkowiu został przed nią rzucony, a ona została poinformowana co ma z nim zrobić, nie zawahała się. Nowicjuszka wzięła broń od brata i strzeliła prosto w głowę celu. Chyba żaden z nas nie spodziewał się tego, że taka mała i miła osóbka bez zastanowienia zastrzeli człowieka. Właściwie ona zadziwiała nas wszystkich, była trochę młodsza ode mnie kiedy wstępowała do gangu, a miała w sobie dużo… jakby to nazwać… profesjonalizmu. Chyba tak to się nazywa. Nigdy nie pokazywała strachu, mimo że wiadomo było, że niektóre zadania mogą przerastać piętnastolatkę.

Czemu wciąż to wspominam? Boli bardziej, zwłaszcza, że to ja ją zabiłem, że to wszystko moja wina, moja pieprzona wina! Wciąż mam w głowie fakt, że mogę po prostu do niej dołączyć, zabić się, tak najprościej popełnić samobójstwo. Chyba wszystko byłoby lepsze niż fakt, że zabiłem osobę, którą kochałem, którą wciąż kocham. Dlaczego tego nie robię? Tak byłoby prościej.
- Możesz się zabić – szepcze głos w mojej głowie – ale najpierw ją pomścij.
No tak, zemsta, to mnie trzyma przy życiu. Przy najmarniejszej podrobię życia z jaką kiedykolwiek miałem styczność. Powiedziała, że mnie kocha. Ona kocha mnie. Zdrajcę. Jak można czuć cokolwiek do kogoś takiego jak ja?! Skrzywdziłem ją i zabrałem jej wszystko co było dla niej ważne, a ona mimo nienawiści, którą musiała do mnie czuć powiedziała, że mnie kocha. Kocha…
Wziąłem do ręki fotografię, chyba jedną, na której wszyscy jesteśmy. Zdradziłem ich wszystkich, a już zwłaszcza ją… Pogładziłem palcem miejsce na zdjęciu, na którym się znajduje. Guk, zwykle opanowany, teraz uśmiechał się na niej obejmując siostrę, JiMin wyszczerzona odwzajemnia uśmiech brata, postronny obserwator, który zobaczyłby tą fotę nie domyśliłby się, że starszy przed chwilą planował zabicie człowieka, a młodsza czyściła broń. Za nią stał kilka miesięcy od niej starszy Zelo i pokazywał jej rogi. Zazwyczaj nieprzytomny JongUp uśmiechał się wesoło, stojąc obok DaeHyuna, który miał na twarzy resztki sernika. Kto jak kto, ale Dae-Hyung był ogromnym amatorem tej potrawy. HimChan z wytkniętym językiem siedział na kanapie bawiąc się telefonem, kto wie z kim pisał? Ja stałem po drugiej stronie Lee, również ją obejmowałem. Była dla nas wszystkich jak młodsza siostra, którą za wszelką cenę trzeba chronić przed złem świata, chociaż radziła sobie z tym sama, nawet lepiej niż my. Mała Minnie była lepsza niż którykolwiek z nas. Nienawidziła kiedy, ktokolwiek zdrabniał jej imię, a używanie „JiMin” z kolei odpychało nas, tak jakby powiedzenie do niej po imieniu sprawiało, że jest z porcelany. Mieliśmy z tym niemały problem, który z perspektywy czasu jest śmieszny.

- Minnie, podaj mi klucz, siedemnastkę – poprosiłem grzebiąc w silniku jednej z furgonetek.
- Nie mów na mnie „Minnie” – wycedziła przez zaciśnięte zęby – nazywam się Bang JiMin.
- Wiem jak się nazywasz… - zacząłem rozbawiony
- To nie nazywaj mnie „Minnie”, dobrze radzę – warknęła, czym rozbawiła mnie jeszcze bardziej.
- Wae? – droczyłem się – przecież „Minnie” tak ładnie brzmi – spojrzała na mnie wzrokiem, który bardzo upodobnił ją do jej brata.
- Hajima… - burknęła
- Oj, Minnie, to ty przestań – zaśmiałem się, to było z mojej strony trochę wredne, ale bez naszych sprzeczek byłoby nudno. Kłóciliśmy się często i to o największe głupoty jakie tylko mogły być powodami nieporozumień. O zaginione narzędzia, które tak naprawdę były w szafie, czyli tam gdzie powinny być, ale żadne z nas ich tam nie kładło, bo to tylko niepotrzebnie przedłużało robotę, o to kto którym autem się dziś zajmuje, otóż paradoksalnie kłóciliśmy się o te samochody, które były w gorszym stanie, o kubek z kawą stojący na biurku, dosłownie o wszystko.
- Hajima, hajima, hajima! – wrzasnęła i rzuciła się na mnie z pięściami. To nie była bójka, bo byłem od niej silniejszy i gdybym chciał ją pokonać zrobiłbym to od razu, ona też nie wykorzystywała wszystkich zasobów siły. Taka bitwa jak pomiędzy rodzeństwem. Kiedy przygniotłem ją do ziemi, po raz pierwszy naszła mnie ochota na pocałowanie jej. To było tak dziwne, że sam sobą byłem zszokowany. Na szczęście nie zrobiłem tego, chociaż może powinienem? Wybuchła śmiechem i po chwili jej wtórowałem.
- Jebal nie mów na mnie „Minnie”, bo następnym razem ci coś zrobię – ostrzegła leżąc obok mnie i w dalszym ciągu zanosząc się śmiechem.
- To jak mam mówić?
- Kya, obojętnie, byle nie „Minnie” – wywróciła oczami
- Arasso, arasso – zaśmiałem się. „Lee” przywędrowało nie wiadomo skąd i już zostało, od tamtej pory nikt już nie śmiał powiedzieć na nią „Minnie”.

Potem dowiedziałem się dlaczego nie lubi zdrobnienia swojego imienia. Nie wiem, czy żałowała, że mi to powiedziała, ale to, że mi ufała było dla mnie ważne. Kiedy się tego dowiedziałem to poczułem się wyróżniony. A ja ją tak perfidnie zdradziłem…

- Dlaczego nie „Minnie”? – spytałem kiedyś poważnie, naprawdę mnie to interesowało. Zazwyczaj człowiek lubi kiedy ktoś zdrabnia pieszczotliwie jego imię, bo czuje się wtedy kochany, bądź lubiany.
- Bo nie lubię – mruknęła cicho, podejrzanie smutnym głosem. Pochyliła się głębiej nad silnikiem auta zapewne próbując sprawiać wrażenie skupionej. Starałem się zignorować fakt, że coś mówiło mi, że dziewczyna ma ochotę płakać. To nie pasowało do naszej Lee.
- Wae? - drążyłem temat, chociaż widziałem, że jej to nie pasuje. Podszedłem bliżej dziewczyny – możesz mi powiedzieć…
- Nie lubię… - odpowiedziała, to właściwie był jęk. Przestałem dopytywać kiedy zorientowałem się, jak bardzo ją to boli. To tak jakby ktoś mnie pytał o moich rodziców, pewnie też nie chciałbym o tym gadać. Dopiero po skończonej robocie tak jak zwykle usiedliśmy pod ścianą z puszkami coli zaczęła mówić.
- Moi rodzice tak na mnie mówili… - szepnęła spuszczając głowę – zginęli dwa lata temu… Wiem, że to głupie użalać się stratą rodziców przy kimś kto swoich nawet nie poznał, przepraszam…
- To wcale nie jest głupie – zaprzeczyłem i objąłem ją ramieniem - tęsknisz za nimi i to jest normalne, a poza tym… znałaś swoich rodziców i masz z nimi wspomnienia, a to boli dodatkowo - pogłaskałem ją delikatnie – przepraszam, że tak na ciebie mówiłem.
- Nie przepraszaj – odpowiedziała cicho i ufnie się we mnie wtuliła, poczułem się jakbym wygrał milion na loterii chociaż wciąż wmawiałem sobie, że to tylko siostra. – miałam wtedy jechać z nimi… do sklepu, ale pokłóciłam się z HyoRim, z naszą młodszą siostrą… poszło o głupotę, po prostu powiedziałam jej, żeby nie dotykała moich książek, ona była jeszcze mała, umiała już czytać, ale nie płynie, a po książkach wolała rysować… to taka głupota… ale obraziłyśmy się na siebie śmiertelnie i ja wtedy powiedziałam, że jak ona jedzie to ja nie… Mama próbowała to załagodzić, ale obie byłyśmy strasznie uparte… Rimmie powiedziała, że jak ja mogę nie jechać to ona też nie jedzie, a ja wtedy kazałam jej jechać, byłam dla niej taka okropna… YongGuk został, żeby mnie pilnować, rodzice nie chcieli mnie zostawiać samej, a on już był prawie dorosły… to była zima i było bardzo ślisko i kiedy wracali wpadli w poślizg i… i… - głos jej się załamał i ten jeden jedyny raz zobaczyłem jej łzy – to przeze mnie…
- To nie twoja wina – przytuliłem ją mocniej – uljima, to nie twoja wina, tak po prostu miało być – pocałowałem ją w czubek głowy. Nie chciałem, żeby cierpiała, wolałbym zginąć niż żeby ona cierpiała. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego co tak naprawdę do niej czuję, wmawiałem sobie, że kocham ją jak siostrę, a nie jak dziewczynę. Byłem głupkiem… jestem.

Wciąż czuję jej obecność, tak jakby nigdy nie odeszła i była tuż obok mnie, na wyciągnięcie ręki. Gdybym mógł zrobić coś co wróci jej życie nie wahałbym się ani chwili. Czemu musimy dokonywać takich wyborów? Między złem i większym złem, jako gatunek rządzący światem powinniśmy raczej dbać o siebie nawzajem, a nie siebie zabijać. Chora logika ludzi zaprowadzi ich w końcu w ślepą uliczkę. Jak to możliwe, że najprościej nam idzie niszczenie siebie.
Ponownie przewróciłem się na łóżku i zacząłem miarowo oddychać, na nic mi się to nie zdało. Nie ma dla mnie sensu bycia. Chyba już popadłem w obłęd, mimo że starałem się nie zwariować.
- Ona chciałaby żebyś żył – powiedział cichy głos w mojej głowie. Słyszę głosy, chyba już ze mną bardzo źle. Chociaż nadal mam wisielczy humor, czyli jednak nie jest tragicznie. Co ja pieprzę?! Jest gorzej niż tragicznie. Gdy zamykam oczy wciąż mam przed oczami moment jej śmierci. Wiedziała co ją czeka, nie bała się tylko wyszła śmierci naprzeciw zabierając ze sobą jeszcze kogoś kto był jej wrogiem. Nie wiem jak przychodziło jej rozpoznawanie wrogów od przyjaciół, ale chyba całkiem nieźle. Nie wiem jakby to opisać… Seul jest podzielony na rejony, tak jakby dzielnice. Nie każda z dzielnic ma swój gang, zazwyczaj są też tak zwane tereny czyste, czyli sporne. Każdy z gangów chce przejąć nad nimi kontrole. Do takich jakby obowiązków należy dbanie o ludzi ze „swojej” dzielnicy. To jest pomaganie dzieciakom, uważanie, żeby nikt z obcych nie skrzywdził „swoich”. Taka opieka nad szarymi obywatelami z dzielnicy. Najfajniejsze było pomaganie dzieciakom, każdy z nas to robił, chociaż tak naprawdę wcale nie musiał. To było dla nas, a przynajmniej dla mnie dość miłą odskocznią od niektórych spraw. Często chodziłem do tak zwanej świetlicy i pomagałem dzieciakom z pracami domowymi. Czułem się dla nich jak starszy brat, którym zawsze chciałem być. Wiem, że Zelo lubił się z nimi bawić, a JongUp uczył tańczyć. Tak samo jak YongGuk, który uczył młodych rapować, JiMin najzwyczajniej w świecie spędzała z nim czas, to było dla nich też bardzo ważne. Rodzice tych dzieciaków to w większości alkoholicy, narkomani i temu podobne typy, cóż ta dzielnica należy do tak zwanych slumsów.

Wychodziłem właśnie ze świetlicy, duża dawka zadań matematycznych i wdzięczności tych młodych geniuszy zawsze poprawiała mi humor. Miła odskocznia od codziennej beznadziei, z tego co zdążyłem zaobserwować każdy z nas lubił spotkania z nimi. Może dlatego, że w przeciwieństwie do nas mieli czyste sumienia i potrafili napełnić człowieka optymizmem. JiMin, która była maknae spędzała z nimi najwięcej czasu. Widziałem, że ją lubili, nawet przy odrabianiu prac domowych z tymi szkrabami wysłuchiwałem tekstów typu:
„- JiMin-Eonnie obiecała nauczyć mnie takiej fajnej sztuczki z czapką!”
Albo:
„-JiMin-Noona powiedziała, że nauczy mnie stać na rękach!”
Nasza mała Min była dla nich prawdziwym autorytetem. Kiedy wtedy wyszedłem z tej świetlicy stała z trójką starszych już chłopców, na oko dwa lub trzy lata młodszych od niej. Dwóch z nich rozciągnęło bardzo długie skakanki i zaczęli nimi kręcić. Jak na mój gust zbyt szybko na dziecięcą zabawę. Lee szybko wskoczyła między sznurki i zaczęła dość imponujący pokaz Double Dutch’u. Nawet nie wiedziałem jak to się nazywa, ale muszę przyznać, że wyglądało imponująco. Nawet bym nie pomyślał, że zwykłe skakanie na skakance może wyglądać jak taniec. Jak zaczarowany gapiłem się na małe ciało mojej przyjaciółki przeskakujące między skakankami. Wokół dających pokaz zgromadził się niemały tłumek, chcąc, nie chcąc musiałem się zbliżyć, żebym mógł cokolwiek widzieć. Po skończonym tańcu, bo trochę tak to wyglądało Lee przybiła z resztą piątkę.
- To było ekstra, Noona – zawołał z wielką radochą jeden z chłopców odpowiedzialnych za machanie skakanką. Min zaśmiała się w odpowiedzi, pożegnała się i zaczęła odchodzić w stronę magazynu.
- To było niezłe – powiedziałem gdy ją dogoniłem – co to było? – znów się zaśmiała,
- Double Dutch – odpowiedziała – ale bardziej chodzi o to, żeby mieć frajdę, wydaję się być skomplikowane, a tak na serio jest dość prosto. Trzeba się tylko wczuć. Mogę cię kiedyś nauczyć – znów śmiech, uwielbiałem kiedy się śmiała, jej śmiech przypominał dzwoneczki, a kiedy się uśmiechała robiły jej się w policzkach uroczę dołeczki. Te które tak uwielbiałem…

To, że to wspominam jest chyba najgorszą rzeczą jaką mógłbym robić. Zwiększa to ból, a do mojego planu i tak nic nie wnosi. Chcę się zemścić, ale jak i kto ma mi w tym pomóc nie wiem. Ostatnie miesiące spędziłem na rozpamiętywaniu niż planowaniu zemsty. Ale wiem, że jest jedna osoba, która chce odwetu za śmierć JiMin tak samo jak ja. Bang. Wie o jej śmierci tylko tyle, że nie żyje, ale znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć się, że domyśla się, że młoda sama się nie zabiła Była dla niego zbyt ważna, żeby nie chciał się zemścić. Zerknąłem na okno, noc powoli ustępowała miejsca dniu. Na szarym niebie nieśmiało pojawiały się pierwsze promienie słońca. Szybko wykąpałem się i ubrałem. Wychodząc z domu włożyłem do kieszeni zdjęcie. Jak mam się z nim spotkać? Założę się, że nie będzie chciał się ze mną spotkać, w końcu zabiłem jego siostrę. Kiedy pokazałem odznakę, fałszywą zresztą, niby jestem gliną, ale nie oni dobrze wiedzą, że nigdy więcej im nie pomogę, ale gdy ją pokazałem policjant stojący przy wejściu do celi zasalutował mi i bez przeszkód wpuścił. Powiedziałem, że chciałem jeszcze raz przesłuchać Bang'a, chociaż dobrze wiedziałem, że policjant mógłby poprosić o nakaz, albo spytać czemu nie w pokoju przesłuchań. Miałem szczęście, po prostu trafiłem na kogoś to z przesadnym szacunkiem traktuje kryminalnych. Wszedłem do celi jak do siebie i dokładnie zamknąłem drzwi mówiąc strażnikowi, że ma nie słyszeć niczego. Posłuchał, bo usłyszałem tupot jego butów. Chyba był młody w tym fachu.
- Czego? – spytał niezbyt przyjemnym głosem Bang. W sumie mu się nie dziwię, pewnie włożył wiele siły, żeby tak po prostu nie wstać i się na mnie nie rzucić. Powinien to zrobić, ja bym tak zrobił na jego miejscu.
- To nie ja ją zabiłem – wyjaśniłem, a mój głos zadrżał, kłamałem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że kłamałem. – robiłem wszystko, żeby ją ocalić, wydali na nią wyrok i nie mogłem nic zrobić… Kochałem ją…
- Po co mi to mówisz? – względnie spokojny głos mojego dawnego przyjaciela rozniósł się po niewielkiej celi. Wiedziałem kiedy był spokojny, a kiedy tylko udawał. Można powiedzieć, że jego spokój zawsze budził w nas podziw, ale on nie zawsze był szczery. Guk miał jednak powstrzymywanie emocji w jednym palcu.
- Bo chcę żebyś mi pomógł – odpowiedziałem po chwili milczenia. Jego wzrok jasno mówił, że jeśli już by mi w czymś pomógł to tylko w mojej śmierci. No cóż nie narzekałbym na to, śmierć przynosi ukojenie, a przynajmniej mam taką nadzieję. – chcę ją pomścić… Dobrze wiesz, że ją kochałem tak samo jak ty. Gdyby nie ona to….
- To co?! – wybuchnął – no co byś zrobił, zdrajco?!
- Chciałem ją chronić, dlatego to zrobiłem! – krzyknąłem, a w swoim własnym głosie usłyszałem nutkę płaczu – Musiałem, rozumiesz? Powiedzieli, że ją zabiją jeśli im nie pomogę!
- Mwoh? – zdziwiłem go tym.
- Policja postawiła mi ultimatum. – zacisnąłem oczy – powiedzieli mi, że albo im pomogę złapać was i Big Bang, albo ją zabiją, a nas i tak złapią i zamkną. Musiałem wybrać…
- I wybrałeś JiMin… - stwierdził z lekka zaskoczonym głosem
- Chciałem ją chronić, nie pomyślałem, że jak ją puszczą to jeszcze będą chcieli ją zabić. Nie mieli czemu…
- Ona by tak tego nie zostawiła – powiedział tak jakbyśmy dalej byli w gangu i planowali następną akcje – chciałaby nam pomóc.
- Wiem… - dlaczego wtedy o tym nie myślałem? Bo jestem skończonym debilem.
- Jak zginęła? – spytał szeptem, chyba po to, żeby ukryć ból w swoim głosie.
- Policja wywiązała się z umowy – powiedziałem równie cicho starając się opanować głos – wypuścili ją, a ona poszła do magazynu. Miałem ją zostawić w spokoju, ale… nie mogłem… poszedłem tam, a – głos mi zadrżał – a on poszli za mną. Potem wpadli do magazynu i… JiMin miała broń, zabiła tamtą rudą z lasu… A reszta ją, oni… Big Bang to teraz policja.
- Zabili moją siostrę i chodzą tak normalnie, na wolności? – spytał YongGuk wypranym z emocji głosem samego siebie. Co jeśli nie będę umiał wymyślić żadnej sensownej zemsty. Jasne, chcę ich zabić, ale nie mam pojęcia jak do tego doprowadzić. Prosto powiedzieć, że chcę ich śmierci, sam ich nie zabiję, jest ich za dużo. Mnie samego za szybko mogliby się pozbyć, a muszę mieć pewność, że wszyscy zginą. Jedyne czego potrzebuję do szczęścia to właśnie ich śmierć.
- Dobra – głos Guk’a wyrwał mnie z smętnych myśli - pomogę ci, ale musisz mnie stąd wyciągnąć… i chłopaków też.
- Arasso – akurat to zamierzałem zrobić, jeszcze nie wiem jak, ale zamierzałem. W końcu jestem policjantem, w stanie spoczynku co prawda i nigdy nie zamierzam „wracać” do nigdy nie zaczętej służby, ale jednak jestem. Nie jestem pewny czy mi pomogą, w końcu zachowałem się jak najgorsza szuja, ale JiMin była ich siostrą. Nie raz, nie dwa słyszałem jak mówili o niej pieszczotliwie i doskonale wiem, że tak jak ja zrobiliby dla niej wszystko.

~*~

- Zdrajco! – stałem tylko z opuszczoną głową – Chcesz pomocy?!
Zelo i tak przyjął mnie najmilej z całego zespołu. HimChan cudem powstrzymał się od uduszenia mnie, DaeHyun prosto w twarz powiedział, że jestem winny jej śmierci i, że jak tylko wyjdzie z więzienia to bez najmniejszych oporów mnie zabije. JongUp się nie odezwał, z nas zawsze był najspokojniejszy, zawsze w swoim świecie, tym razem powiedział tylko, że tego pożałuję. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo tego żałuję.
- Chcę – albo jestem wariatem, albo po prostu zdeterminowany. Ewentualnie i to, i to. – Wiem, że to ja jestem winny śmierci JiMin, że was wydałem, że przez to co zrobiłem nie zasługuję nawet na miano człowieka. Ale ją kochałem, mocniej niż wy. Dlatego chcę ją pomścić, dobrze wiesz co dla mnie znaczy zemsta, reszta też mnie nienawidzi, jeśli ma cię to pocieszyć, ale się zgodzili. W zamian cię stąd wyciągnę i po robocie was zostawię.
Wysoki młodzieniec patrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. To smarkacz. Dzieciak. Nawet nie wiem czemu posadzili go do normalnego zakładu karnego zamiast poprawczaka. Nie był z nas najmłodszy, o najmłodszym członku naszej załogi nie mogę się wypowiadać. Bo to przeze mnie zginął. Ciągle to powtarzam, nie? Pewnie się zrobiło już nudno, ale nic na to nie poradzę. Wyrzuty sumienia mnie zabijają. Wolno i boleśnie, ale cóż, zasłużyłem na to.
- Jesteś śmieciem – wycedził mój niegdysiejszy kumpel, najgorsze jest to, że miał racje – takie szuje jak ty nie powinny istnieć – dodał, a jeszcze po chwili warknął – Hyung…
- Wiem. Chciałem to zrobić dla niej, żeby ją uratować. Nigdy nie będziesz w stanie nienawidzić mnie bardziej niż ja sam siebie nienawidzę. Chcę tylko ją pomścić, twoja sprawa czy mi pomożesz, czy nie.
- Zrobię to dla Lee – mruknął po chwili, obdarzając mnie jednym z spojrzeń nienawiści. Zacząłem wycofywać się z sali.
- Zelo… - stałem przy drzwiach. Odpowiedziała mi cisza, chociaż wiedziałem, że chłopka wlepia w moje plecy spojrzenie, pewnie trochę ciekawe, a jednocześnie pełne nienawiści. – Mianhe…
Suchy trzask zamykanych drzwi. Chciałem zniknąć, umrzeć, było mi obojętne co się ze mną stanie. Chciałem po prostu przestać myśleć. Nogi same pokierowały mnie na cmentarz, znowu… W ciągu ostatnich dni, a może powinienem już powiedzieć tygodni byłem tam dość częstym gościem. Padłem na kolana przy jej jasnym pomniku. Nie wyobrażałem sobie jak można tak tęsknić za człowiekiem. W głowie wciąż mam jej pogrzeb, właściwie niewiele ludzi na nim się zjawiło. A z nich wszystkich chyba tylko ja cierpiałem z powodu jej śmierci.

Ksiądz odprawił typowe dla jego roboty obrzędy w takiej sytuacji, grabarze z niezwykłą łatwością zakopywali trumnę młodej dziewczyny, w głowie mi się nie mieściło, że życie tak po prostu toczy się dalej. Jak to możliwe, skoro Lee nie żyje? Czym jest świat bez niej? Bez jej uśmiechu, grymasu, głosu… Niczym, bez niej świat jest niczym. W między czasie kilka starszych pań za mną, które wzięły się nie wiadomo skąd zaczęły jakże miłe komentarze.
- Brat podobno bandzior! – zapewne większość ludzi tak o nim myśli, a to wcale nie jest prawda. Ok, zabijaliśmy, wszyscy, ale nigdy nie przyjmowaliśmy zlecania na niewinnego człowieka. Zabijaliśmy tylko tych, którzy na śmierć zasługiwali, więc nikt nie ma praw mówić o Bangu, że jest bandziorem. W pokrętny sposób działał na rzecz społeczeństwa. Działaliśmy.
- A rodzice zginęli kilka lat do tyłu! Nic dziwnego, że ze smarkacza nic nie wyrosło – skomentowała druga seniorka – nawet na pogrzeb siostry nie przyszedł.
- Ponoć go policja złapała, chuligana jednego! Ludzi zabijał, a ona umarła z jakiś porachunków z jego bandą!
- Biedna dziewusia… Jak ona miała… Bang JiMin… - powiedziała w zadumie kolejna – biedna Minnie…
Nienawidziła tego. Nie tolerowała jak mówiono na nią „Minnie”, denerwowała się kiedy ktoś śmiał obrazić jej brata, nie lubiła plotek i tej fałszywości. Te panie nawet jej nie znały…
- A ten to kto? – jak na rozkaz się wyprostowałem, czułem przenikliwe spojrzenia na swoich plecach. Zacisnąłem zęby, ale nie wytrzymałem, odwróciłem się na pięcie.
- Jestem chłopakiem, który ją kocha, jej brat nie jest bandziorem i nienawidziła, kiedy zdrabniano jej imię. – obdarzony spojrzeniami wrażającymi zdziwienie jak mogłem być aż tak bezczelny, odszedłem. Do pierwszego zakrętu szedłem dumnym krokiem, kiedy tylko zniknąłem z pola widzenia owych dam rzuciłem się biegiem, zanosząc szlochem. Czemu to musi tak boleć? Bo to twoja wina, Jae...

~*~

Wyciągnąłem ich. Masa papierków, stempelków, wyjaśnień, kłótni, ale udało mi się. Ktoś u góry, kimkolwiek by on nie był, chce, żebym dokonał zemsty za JiMin. A może tylko jestem na tyle zdeterminowany, że nie zauważam przeciwności losu.
Ten sam stary magazyn, ten sam, w którym widziałem ją ostatni raz... Nie mogłem oderwać wzroku od miejsca, w którym umarła.

- Saranghae - powiedziałem, nie zważając na to, że trzyma wycelowaną we mnie broń. Wiedziałem, że nie zawahałaby się strzelić. Po prostu chciałem, żeby to wiedziała. Ona jednak zamarła, a ja to podstępnie wykorzystałem, żeby wziąć ją w ramiona - wyciągnę ich, obiecuję.
Dotrzymałem obietnicy, ale ona o tym nie wie. Przeze mnie.
- Ja ciebie też - szepnęła w chwili, kiedy do magazynu wpadli ci, których teraz chcę ukarać. Zaskoczyło mnie to... Zdawałem sobie sprawę z tego co chcieli zrobić, ale byłem zbyt zaskoczony, żeby zareagować. Odsunęła się ode mnie, strzeliła, moja dawna partnerka zawodowa krzyknęła, upadła, kolejny strzał i... Lee leżała na podłodze w krwi. W tamtej chwili nie obchodziło mnie co zrobi reszta, doskoczyłem do niej i wziąłem za ramiona. Potrząsnąłem nią, spojrzała na mnie spokojnym, zamglonym wzrokiem.
- Nie umieraj... - szepnąłem błagalnie, czując, że do moich oczu napływają łzy.
- Kocham cię... - jej cichy głos przypominał mi bardziej wiatr. Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. Zamknęła swoje oczy barwy ciemnej czekolady już na zawsze. Nigdy więcej na mnie nie spojrzy.

Znowu. Znowu myślę o tym, o czym teraz nie powinienem. Wzrok Guk'a jest przepełniony cierpieniem. Widzi wyblakłą już czerwień krwi JiMin na podłodze. Obwinia się, mimo że to moja wina. Chcę krzyczeć. Wrzeszczeć. Rozwalać. Niszczyć. Zabijać. Chcę ją pomścić i umrzeć.
- Kogo i kiedy? - zachrypnięty głos HimChana obudził mnie z moich rozmyślań, YongGuka też. Wszyscy patrzą na mnie jak na karalucha. To za mało. Powinniście mnie zabić, koledzy, chociaż to byłoby dla mnie chyba nagrodą.
- Big Bang - odpowiedziałem - wszyscy. Pracują w różnych departamentach, w policji.
- Co?! - oburzył się DaeHyun.
- Zaproponowali im taki układ jak mi.
- Układ? - spytał JongUp
- Złapała mnie policja. Powiedzieli, że... - zacząłem
- Że albo nas wydasz, albo przyskrzynią - dopowiedział zgryźliwie Zelo
- Nie - powiedziałem cicho - albo was wydam, albo zabiją JiMin. Chciałem ją ratować, rozumiecie?! Robiłem to, żeby ją ratować!
Zapanowało milczenie. Musieli to przetrybić.
- Czyli... To znaczy, że oni...
- Albo wyda was, albo zabiją Lee. Tylko, że i tak ją zabili. - odpowiedział Bang za mnie, nim Kim zadał pytanie do końca.

Deszcz miarowo uderzał o dach samochodu. Razem z chłopakami szybko wzięliśmy się do roboty i znaleźliśmy tych pięciu, którzy swój wpływ na śmierć JiMin mieli największy. Reszta to nic nie znaczące płotki. Wciąż mi nie ufają, ale znając prawdę, nie patrzą na mnie jak na mordercę. Błąd. Zabiłem ją, to moja wina. Mam jej krew na rękach, chociaż to nie ja strzelałem. Na sam początek wybraliśmy maknae grupy. Właściwie to nie my, a Guk, dla niego to równie ważne jak dla mnie. Chłopak zaplanował wszystko od początku do końca, jak zawsze, a my tylko mamy spełniać rozkazy. W poszukiwaniu najmłodszego z nich wylądowaliśmy na jakimś zadupiu, przynajmniej łatwo będzie go zabić. Gdzieś w oddali majaczyła chata, podjechaliśmy bliżej akurat kiedy cel wychodził z domu żegnany przez… Amelię Carter. Zakrztusiłem się własną śliną, przecież JiMin ją zabiła… Jezu, YoungJae, masz przewidzenia. Przez ten cały plan zaczyna ci się rzucać na mózg. Żaden z chłopaków na to nie zareagował, więc uznałem to za głupie przewidzenie. SeungRi szedł na spacer jak gdyby nigdy nic. Zacząłem się zastanawiać czy to on jest taki głupi, że się nie kryje i nie zależy mu na życiu, czy bardziej to, że ktoś chce się zemścić za śmierć szesnastoletniej dziewczyny jest niespodziewane. Mollayo, ale sam fakt, że już na pierwszy rzut oka widać, że nie ma broni jest nierozsądne. Teoretycznie wciąż jestem policjantem, tak samo jak on, ale nie ma nic co by nas łączyło.
- Zaczynamy. – jedno słowo YongGuka, na które wszyscy czekaliśmy sprawiło, że na chwile zamarłem. Po kilku sekundach, trwających nieskończenie długo wyskoczyliśmy z samochodu i niezauważeni przemknęliśmy się między drzewami. Czy on na serio był taki głupi i szedł na spacer do lasu? Matko co za idiota. Znowu ją zobaczyłem. Amelia stała między drzewami i miała na nas doskonały widok, pokazała mi palcem oddalający się cel. Dlaczego nie mogła mi się przewidzieć Lee? Spojrzałem jeszcze raz, ale jedyne co mogłoby łączyć Amelię z tą dziewczyną to kolor włosów. Ta wyglądała inaczej, była jakby troszkę młodsza i miała łagodniejszy wyraz twarzy. Rozkładam na czynniki pierwsze moje przewidzenia. To się nazywa skupienie na akcji.
Kilka sekund. Tyle to właśnie trwało. JongUp złapał gościa za ramię i odwrócił agresywnie w tył. Zelo uderzył agresywnie, tak, że mężczyzna upadł, a Guk wycelował w niego bronią.
- Za Lee… - wyszeptałem. Głuchy strzał rozległ się echem po lesie. Jeden z głowy. Kiedy odwróciłem głowę, znów przez chwilę widziałem rude włosy. Już miałem samego siebie ochrzanić za to, że zaczynam mieć schizy, ale HimChan mnie od tego powstrzymał.
- Widzieliście to?! Tam ktoś jest! – rzuciliśmy się biegiem w stronę Amelii, pościg nie trwał długo, już po chwili ruda postać leżała na ziemi i to wcale nie była Amelia.
- Puszczajcie! – krzyknęła. – Puśćcie!
- Kim jesteś? – zapytał poważnie Bang – Co tutaj robisz?
- Puszczaj. – warknęła do Zelo, wyrywając ramię z jego uścisku. – Spoko, nikomu nie powiem. – mruknęła. – Sama chciałam to zrobić już od dawna.
- Kim jesteś? – ponowił pytanie YonGuk, nie wyglądając przy tym zbyt miło.
- Rose. – powiedziała. – Rose Carter. – oczy prawie wyleciały mi z orbit. Nagle elementy zaczęły się układać w całość. Rude włosy i to samo nazwisko. – Taaaak, jestem jej córką. – odpowiedziała na nie zadane pytanie. – ale też przyjaciółką JiMin.
- Co? – wyrwało się JongUp’owi, wszyscy byliśmy tak samo zaskoczeni.
- A to. Nie tylko wy kumplowaliście się z Lee. – powiedziała spokojnie, ale w jej oczach było widać smutek. – No puszczaj, do cholery! – warknęła, ponownie wyszarpując się Zelo.
- Um… Sorry. – wydusił chłopak.
- A poza tym wiem jak załatwić resztę za jednym zamachem. – zabraliśmy ją, a ona już po drodze zaczęła tłumaczyć gdzie i jak się spotyka reszta Big Bang. Miała dobry pomysł. I w stu procentach wykonalny.

- Nie zrobisz tego. – powiedziałem pewnie, powstrzymując śmiech. JiMin spojrzała na mnie, unosząc brwi.
- Zakład? – zapytała, wyciągając dłoń. Zaskoczyła mnie tym, ale nie ma szans, żeby udało jej się zakosić samochód z takim dobrym systemem antywłamaniowym. Czysto teoretycznie poszliśmy do sklepu z częściami do aut, w praktyce chodziliśmy po mieście już drugą godzinę z potrzebnymi narzędziami w plecaku i komentowaliśmy jeżdżące po ulicach pojazdy.
- Zgoda. – odpowiedziałem, łapiąc jej rękę. Zakład dotyczył czarnego BMW, który wyglądał jakby właśnie zjechał z linii produkcyjnej. Dziewczyna wyprostowała się i z gracją tancerki przeszła przez ulicę i dyskretnie się rozejrzała. Widziałem uśmiech jaki posłała starszej pani, wychodzącej ze sklepu i pochyliła się tak jakby chciała otworzyć auto kluczykiem. Po chwili drzwi auta otworzyły się, ale alarm w ogóle nie zawył. Tak jakby Lee miała od samochodu kluczyki. Dziewczyna usiadła za kierownicą, a ja podążyłem do auta, żeby usiąść obok niej. Kiedy to zrobiłem JiMin złączyła kabelki pod kierownicą i BMW ruszyło. Ze stacyjki wystawała spinka do włosów.
- Żeby można było zgasić i odpalić. – wyjaśniła, a ja się zaśmiałem. – Wygrałam. – przypomniała mi.
- Jasne, jasne.

Wparowaliśmy do prywatnego pokoju w barze. Tam imprezowali Big Bang. Byli zaskoczeni, widząc nas, tym bardziej, że ja niby jestem policjantem, a reszta powinna siedzieć w więzieniu. Nie mieli zbyt wielu kul. Zaczęliśmy strzelać, jak jeszcze nigdy do tej pory. Zwykle zajmowaliśmy się egzekucjami pojedynczymi i fajrant. Teraz było inaczej, zrobiliśmy to z rozmachem. Kolejne strzały uderzały w członków wrogiego gangu, ale już mnie to nie interesowało. Wiedziałem, że umrą, nie byli przygotowani na atak. Pomściłem Cię. Chciałem powiedzieć. Pomściłem Cię, czy teraz mogę już umrzeć? Poczułem ból w klatce piersiowej. Widocznie moje życzenie spełni się szybciej niż myślałem. Upadłem.
- Yoo! – krzyknął ktoś, a ja po głosie rozpoznałam Guk’a. Szarpnął mnie kilka razy za koszulkę, zmuszając do otworzenia oczu. Przymrużyłem je tylko, zaczynało mi brakować sił. – Nie umieraj. – powiedział, czyli jednak mnie nie nienawidzi. – Nie umieraj, JiMin chciałaby, żebyś żył…
- Hyung. – mruknął cicho Zelo - n…

THE END

__________________
Ja tu tylko na chwilkę XD Jako, że zaczęły się  Głodowe Igrzyska  to znaczy szkoła chciałabym Wam życzyć:  Wesołych Głodowych Igrzysk i niech los zawsze Wam sprzyja!  To znaczy... Wygodnego planu lekcji i niech nauczyciele nie patrzą gdy ściągacie!
Hwaiting!
Blacky
PS. Tej końcówki nie obcięło, tak ma być XD zainspirowałam się książką Gwiazd Naszych Wina :) pooolecem :D

czwartek, 14 sierpnia 2014

YoungJae (B.A.P) - Gdy martwi się o Ciebie


Dla Blacky ^3^

Obudziłaś się i z wielkim trudem usiadłaś na łóżku. Spojrzałaś za okno. Niebo było bezchmurne, a słońce zaglądało w każdy, nawet w najciemniejszy kąt. Chyba każdy dzisiaj był szczęśliwy z takiej pięknej pogody. Jednak ty nie miałaś powodów do radości…
Nie mogłaś uwierzyć w to, co się stało. Nie wierzyłaś, że twój tata nie żyje. Zawsze myślałaś, że to się nigdy nie zdarzy, a nawet jeśli, to dopiero za bardzo długi czas. Nawet nie pomyślałaś, że kiedyś zachoruje tak bardzo, że nawet lekarze nie będą mu mogli pomóc. Byłaś zła na nich, ale jeszcze bardziej byłaś zła na siebie, że nie zauważyłaś niczego niepokojącego u taty…
- Kochanie, szykuj się, bo się spóźnisz. – powiedziała twoja mama, wchodząc do twojego pokoju. Widać, że ten incydent spędzał jej sen z powiek – szara cera, podkrążone oczy… Ledwie trzymała się na nogach. Posłałaś w jej stronę uśmiech, ale chyba ci nie wyszło, bo jeszcze bardziej posmutniała i wyszła, zamykając drzwi. Wywlokłaś swoje zwłoki z łóżka i podeszłaś do szafy i wybrałaś byle co. Nie obchodziło cię, co nosisz. Po śmierci taty było ci naprawdę wszystko jedno.
Zeszłaś na dół, wzięłaś plecak i wyszłaś z domu, mówiąc ciche „papa”. Ale gdy otworzyłaś drzwi, twoja mama odezwała się prawie normalnym głosem:
- Nie bierzesz śniadania?
- Nie jestem głodna, a nawet to mam tylko 4 lekcje. – wyjaśniłaś i wyszłaś do szkoły. Przed twoim domem stał już YoungJae. Znaliście się bardzo długo i byliście dobrymi przyjaciółmi, pomimo że dzieliły was 2 lata różnicy. Jak zawsze był uśmiechnięty od ucha do ucha. Zwykle to byś się uśmiechnęła, ale nie dziś. Zauważył, że coś jest nie tak, bo uśmiech też zszedł mu z twarzy.
- Co się stało? – spytał ze zmartwieniem w głosie.
- A dlaczego coś miałoby się stać? – odpowiedziałaś pytaniem, uśmiechając się sztucznie.
- ______ , nie kłam. Wiem, że coś się stało. I nie mów, że nic, bo widzę, że masz problem. – stwierdził, i cholera, miał rację.
- Nic się nie stało. Naprawdę. – ruszyłaś przed siebie, mijając go. – Chodź, bo się spóźnimy. – nagle poczułaś jak jego ręka łapie twoją.
- ______ , wiesz, że jeśli będziesz miała jakikolwiek problem to mi możesz wszystko powiedzieć?
- Tak, wiem. Dlaczego mi to powtarzasz?
Wiesz, że chce dla ciebie dobrze, ale na razie nie chcesz mu tego mówić… Niepotrzebnie będziesz go martwić.
- Tak na przyszłość. – wyjaśnił, po czym się uśmiechnął.  – No! To idziemy! – i pognaliście do szkoły. Gdy tylko weszliście od razu musieliście się pożegnać, bo YoungJae miał pierwszą lekcję na dole, a ty na drugim piętrze. Szybko poszłaś pod swoją klasę, gdzie od razu przywitałaś się ze swoimi koleżankami, które na szczęście nie zaobserwowały u ciebie nic niepokojącego.
Na lekcjach w ogóle nie skupiałaś się na tym, o czym mówili nauczyciele, a na przerwach błądziłaś po korytarzach jak duch, dopóki na którejś z nich nie podszedł do ciebie YoungJae.
- Cześć! Co tam? – zapytał radośnie, opierając się o parapet i podając ci kanapkę, na którą spojrzałaś z niesmakiem. Od śmierci taty ciężko było ci coś przegryźć. – Nie martw się, moja mama ją robiła, więc jest zjadliwa. – zaśmiał się.
- Nie, dzięki. Nie jestem głodna. – powiedziałaś i oparłaś się obok niego. Ten nadal patrzył na ciebie badawczym wzrokiem.
- Na pewno nie chcesz? Nie wyglądasz najlepiej… – dopytywał się. W sumie, miał powód. Ty, dziewczyna, która kiedyś miała zaokrągloną buzię, zamieniła się w żywego kościotrupa.
- Wszystko w porządku, Oppa… - zapewniłaś go. YoungJae chciał coś jeszcze powiedzieć, ale mimiką twarzy powiedziałaś mu, że nie masz dziś ochoty na jakąkolwiek rozmowę.

* * *

Piątek. Chyba najukochańszy dzień każdego ucznia, jeszcze, że początek jesieni hipnotyzuje swoimi barwami. Niestety, ty nie miałaś okazji do radości. Pojutrze ostatni raz pożegnasz się z tatą… Wcale tego nie chciałaś, ale i tak musiało to nadejść. Jak zawsze wstałaś i poszłaś do łazienki i po minimalnym „ogarnięciu się” wzięłaś plecak i zeszłaś na dół, gdzie czekała mama ze śniadaniem. Od kilku dni twój apetyt znacznie się poprawił, ale nadal miałaś lekki wstręt do jedzenia, więc wzięłaś tylko jedną kanapkę, spakowałaś ją do plecaka i wyszłaś z domu. Jak zawsze YoungJae czekał przed wejściem, oczywiście uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Cześć! – przywitał cię. – Lepiej się już czujesz?
- Przecież wcześniej się dobrze czułam. – skłamałaś, ruszając do szkoły.
- No nie powiedziałbym. – stwierdził Youngjae. – Ostatnio chodzisz jak duch, nic nie jesz… Po prostu, marniejesz w oczach.
- Zdaje ci się, Oppa. Może powinieneś pójść do okulisty?
- YAH! ______ , przestań tak sobie żartować! Przecież widzę, że coś jest z tobą nie tak!
Miałaś już tego dość, nie wytrzymałaś.
- Ze mną jest wszystko w porządku, a jeśli nawet to i tak nie twój interes! – pierwszy raz podniosłaś na niego głos. Byłaś tym zszokowana, ale inaczej już nie mogłaś. Przez tą kłótnię nie zorientowaliście się, kiedy byliście już pod szkołą.
- Właśnie, że mój! Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię?!
- Mam to gdzieś… - burknęłaś i poszłaś na lekcje.
- ______! Poczekaj! – YoungJae cię wołał, ale nie słuchałaś go, tylko weszłaś do klasy. Dlaczego tak postąpiłaś? Przecież on się o ciebie martwi… jak starszy brat. Tylko, że od początku liceum nie patrzysz na niego jak na brata, tylko jak na mężczyznę. Jego uśmiech, dotyk i głos przyprawiały cię o szybkie bicie serca. Denerwowało cię to, że on zawsze widział, widzi i widzieć będzie w tobie młodszą siostrzyczkę. Aish… dlaczego życie musi być takie niesprawiedliwe?!

Lekcje minęły ci wyjątkowo szybko. Po ostatniej lekcji spakowałaś książki do plecaka i wyszłaś ze szkoły. Na twoje szczęście YoungJae miał jeszcze dwie lekcje, a potem gdzieś szedł. W sumie, działo się tak od jakiegoś roku. Ciągle zostawał po lekcjach albo nie wychodził nigdzie, a ty nie wiedziałaś dlaczego. Jeszcze nie chciał ci powiedzieć! Czyli tym razem wracałaś sama do domu… znowu. Ale z drugiej strony jego opiekuńczość w stosunku do ciebie trochę cię denerwowała, a nie chciałaś, żeby niepotrzebnie się tobą przejmował…
Weszłaś do domu, w którym nie było nikogo, bo mama była w pracy. Walnęłaś plecak pod ścianę i usadowiłaś się na kanapie z kubkiem herbaty. Nie miałaś co ze sobą zrobić, więc patrzyłaś się tępo w ścianę, dopóki nie ocknęło cię energiczne pukanie w drzwi. Chyba dobrze wiedziałaś kto to, bo nawet nie ruszyłaś się z miejsca, ale walenie w drzwi było już nie do zniesienia, więc wstałaś i otworzyłaś mu te cholerne drzwi.
- Jestem zajęta! – powiedziałaś i od razu trzasnęłaś drzwiami przed jego nosem. Tak, to było niegrzeczne z twojej strony, ale mówiłaś mu, że nie chcesz rozmawiać.
- YAH! ______! HAJIMA! – krzyknął przez drzwi, ale za chwilę wszedł do środka jak huragan. – Przestań zachowywać się jak dziecko i powiedz mi, co się stało!
- Nic się nie stało!
- ______ , przecież widzę, że coś się dzieje! – uparciuch, zawsze zostawał przy swoim.
- Nie twój interes! Przestań wciskać nosa w nie swoje sprawy! Mam tego dość! WYJDŹ! – wykrzyczałaś wszystko na jednym tchu i wypchnęłaś go za drzwi. Natarczywie walił w nie pięściami. Oparłaś się plecami o drzwi i zjechałaś w dół, kuląc się w kłębek. Walenie ustało. Po chwili pojedyncze łzy spłynęły po twoich policzkach, zamieniając się w szloch. Nie chciałaś go tak potraktować, żałowałaś tego… Nigdy ci tego nie wybaczy…
Nie spałaś całą noc. Myślałaś o tym jak potraktowałaś YoungJae. Czułaś się okropnie. Postanowiłaś, że napiszesz do niego:

Do: YoungJae
„Oppa, minahe za tamto… Jest mi strasznie głupio…”
Czekałaś 15 minut i nic. Spróbowałaś jeszcze raz.
„Oppa, wybaczysz mi?”
Nadal nic.
YAH! OPPA! Znowu obrażasz się na niewiadomo ile?! Jesteś okropny…”
Teraz nie było mowy, żeby ci odpisał. No to pozamiatane…

Całą sobotę przeleżałaś po kocem. Nie chciałaś z nikim rozmawiać, miałaś wszystkiego dość. Jeszcze, że YoungJae się na ciebie obraził… Ale to było pewne, zawsze długo chował urazę…

Jak zawsze bawiliście się na placu zabaw. Miałaś pięć lat, a YoungJae siedem. Byłaś dumna, że taka starsza osoba chciała się z tobą bawić. Dzięki temu czułaś się… dojrzalsza. Trochę się pobujaliście na huśtawkach, pozjeżdżaliście i się poganialiście. Wszystko było w porządku, dopóki nie zaczęliście budować babek z piasku…
- YAH! Oddaj mi tą grabkę! – rozkazał YoungJae. Jego mina pokazywała, że nie jest zadowolony.
- YoungJae, ja tylko na chwilę ją wzięłam… - wyjaśniłaś trzymając grabkę blisko siebie.
- Musisz mówić do mnie Oppa, bo jestem przecież od ciebie starszy! – ach, YoungJae zawsze musiał być tym mądrzejszym. – I oddaj mi grabkę!
- Aniyo! Muszę zrobić wzorek na babce!
- Ale to moje!
- Zaraz ci oddam! – uspokajałaś go.
- Arasso, to idę skoczyć i się zabiję.(Za dużo Killing Camp XD) - odszedł od ciebie, ale zamiast zrobić to, co chciał poszedł tylko na drugi koniec piaskownicy i odwrócił się tyłem do ciebie. Ech, znowu się obraził…
Westchnęłaś i podeszłaś do niego. Postukałaś go po plecach.
- Oppa… - zaczęłaś. – mianhe…
Ale ten pozostawał nieugięty.
- Oppa… - usiadłaś obok niego, ale YoungJae nawet na ciebie nie spojrzał. – mianhe… - wyciągnęłaś do niego rękę z grabką. Ukradkowo spojrzał na nią, ale jej nie wziął, za to wstał, otrzepał się z piasku, wziął swoje zabawki i poszedł do domu.
- YAH! YoungJae! Wracaj! - wołałaś za nim, ale ten miał cię gdzieś. Ugh, taki mały, a foch jak za dwóch. Pomyślałaś, że łaski mu robić nie będziesz, więc ty też zabrałaś swoje manatki i wróciłaś do domu, gdzie mama robiła kolację, a tata czytał książkę. Bez słowa weszłaś do mieszkania, zdjęłaś buciki i walnęłaś się na kanapę obok taty.
- Coś się stało, kochanie? – zapytał odkładając książkę na stolik.
- YoungJae się obraził… znowu… - westchnęłaś. Lubiłaś go, ale czasem miałaś ochotę go udusić, a miałaś dopiero pięć lat.
- Wae? – tata odgarniał twoją niesforną grzywkę z czoła.
- Bo jest głupi… - tak, jak każde dziecko, powalałaś szczerością.
- Yah! ______! Nie wolno tak mówić! – ojciec pogroził ci palcem.
- Ale to prawda! On obraża się częściej i gorzej od mamy!
- Słyszałam! – odezwała się twoja mama z kuchni. – I ja się nie obrażam!
- Nie, wcale… - powiedział tata pod nosem, a ty się cicho zaśmiałaś.
- Yeobo! Ja wszystko słyszę! – teraz mama wystawiła głowę z kuchni piorunując wzrokiem, ale widać było, że chciało jej się śmiać. Twoi rodzice mieli dystans do siebie i poczucie humoru.
- Też cię kocham. – odpowiedział tata.
- Arasso, to teraz niech ______ powie, co się stało, że YoungJae się obraził. – twoja rodzicielka usiadła przy was i wzięła cię na kolana.
- Ech… YoungJae obraził się, bo pożyczyłam na chwilę jego grabkę. Próbowałam go przeprosić, ale ten mnie nie słuchał i sobie poszedł.
- A spytałaś się, czy możesz ją wziąć? – spytał tata.
- No… nie. – odpowiedziałaś i oblałaś się rumieńcem.
- Kochanie, gdybyś zapytała go o pozwolenie to by się nie obraził. – ojciec pogłaskał cię po głowie.
- Aish… i co mam zrobić? – westchnęłaś.
- Już wiem. – twoja mama poszła do kuchni. Po chwili wróciła z tabliczką czekolady. Powiedziała, że jutro pójdziesz z nią przeprosić YoungJae.
Nazajutrz zeszłyście piętro niżej, do mieszkania państwa Yoo.  Nieśmiało zapukałaś. Po odczekaniu kilku chwil drzwi się otworzyły i twoim oczom ukazała się mama YoungJae.
- Cześć, ______. – przywitała cię z uśmiechem. – Przyszłaś do YoungJae?
Pokiwałaś lekko głową.
- Przyszłam go przeprosić… - powiedziałaś chowając buzię we włosach.
- YoungJae! – kobieta zawołała syna. - ______ przyszła do ciebie! Chciała ci coś powiedzieć!
Z głębi mieszkania ukazał się chłopczyk. Jego mina wskazywała, że jest jeszcze naburmuszony, ale posłusznie podszedł do ciebie.
- Mwoh? – zapytał z obojętnością w głosie. Wow, niby tylko grabka, ale foch, że aż boli.
- Przyszłam cię przeprosić… - spojrzałaś na niego. Jego wyraz twarzy pozostawał niezmienny, więc wyciągnęłaś zza pleców czekoladę. – mianhe…
YoungJae spojrzał na czekoladę. Jest nadzieja. Widziałaś jak walczy z samym sobą, żeby jej nie wziąć, ale pokusa była zbyt silna, więc wziął ją od ciebie.
- Moja ulubiona. – uśmiechnął się i niespodziewanie dał ci buziaka w policzek. – Gomawo.
- Cieszę się, że ci odpowiada. – ty też się uśmiechnęłaś. – Pobawimy się jutro?
- Arasso. – odpowiedział i pomachał ci na pożegnanie.
Nareszcie się nie gniewał.

- Kochanie, wszystko dobrze? – z twoich wspomnień ocknęła cię twoja mama.
- Ne… - burknęłaś zakopując się bardziej  w kołdrze. Usłyszałaś tylko jak mama zamyka drzwi, a potem nie słyszałaś nic, bo zasnęłaś.

Nazajutrz obudziłaś się bardziej zmęczona niż wypoczęta. Powoli zwlekłaś się z łóżka i otworzyłaś szafę. Wyjęłaś średniej długości czarną sukienkę, którą później włożyłaś. Włosy zostawiłaś rozpuszczone. Spojrzałaś w lustro. Nawet makijaż ci nie pomoże, i tak każdy zobaczy twoje opuchnięte oczy, szarą cerę i wszystko inne. Westchnęłaś i zeszłaś na dół, gdzie twoja mama akurat wkładała sukienkę od twojego taty. Sama też nie wyglądała najlepiej. Wzięłaś ze stolika naszyjnik i zapięłaś na jej szyi.
- ______ , przecież to pogrzeb, a nie pokaz mody. – powiedziała odwracając się do ciebie.
- Ale tata chciałby, żebyś pięknie wyglądała. – stwierdziłaś.
- No nie wiem… - powiedziała niepewnie.
- Mamo, jebal, załóż to… dla niego. – prosiłaś. Rodzicielka rozważała to. W sumie, na pogrzeby przychodzi się skromnie ubranym, ale uważałaś, że mama może się trochę wyróżnić. Tata też pewnie nie miałby nic przeciwko. W końcu postanowiła zostać przy tym wisiorku. Ucieszyłaś się. Dochodziła godzina 12. Czas pojechać pod kościół.
Po pół godzinie byłyście na miejscu. Przed kościołem zebrało się kilka osób. Wszystkie składały kondolencje i pocieszały, mówiąc, że będzie dobrze. Ta… tata umarł, a Youngjae obraził się na amen… Wątpiłaś, że kiedyś będzie jak dawniej… Na mszy siedziałaś na samym przedzie uważając, żeby nie patrzeć na trumnę. I tak było ci wystarczająco trudno…

Przeżyłaś mszę, teraz został tylko pogrzeb i będziesz to mieć za sobą. Czterech mężczyzn wzięło trumnę na barki i ruszyli do wyjścia. Wszyscy wstali z miejsc i ruszyli za nimi. Ty oczywiście z mamą na początku. Szłaś mijając resztę zebranych. W pewnej chwili zauważyłaś kogoś. Młody chłopak z brązowymi włosami… dużo jest takich chłopaków, ale nikt nie ma takich policzków jak on… to był YoungJae… Ale co on tu robił?! Przecież się obraził…
Spojrzałaś na niego, a on na ciebie. Już nie widziałaś w jego oczach złości czy nawet nienawiści. Widziałaś za to… smutek i współczucie. Przyszedł, bo było mu cię żal? Niepotrzebnie się trudził… Ale skąd też wiedział, że twój tata nie żyje i dzisiaj jest pogrzeb?
- Mamo… - zaczęłaś spoglądając na rodzicielkę. Ona chyba też zauważyła YoungJae i twój pytający wzrok, bo od razu odpowiedziała:
- Zadzwoniłam do niego, że jakby chciał to może przyjść na pogrzeb. W końcu on i twój tata się lubili…
To prawda. Twój tata jakoś zbytnio nie przepadał za twoimi kolegami, ale YoungJae stanowił wyjątek. Zawsze chwalił go, że jest dobrym uczniem, poukładany, cichy i spokojny (Oczywiście nie wiedział, że YoungJae ma swoją drugą stronę szalonego i zabawnego chłopaka, ale to szczegół). Raz nawet powiedział, że chciałby, żeby był jego zięciem. Ale mówienie tego trzynastolatce i piętnastolatkowi było trochę dziwne a wy i tak wzięliście to za żart i szybko o tym zapomnieliście.

Teraz nadeszła najgorsza część pogrzebu. Ostatnie pożegnanie. Nienawidziłaś tego. Nie chciałaś na to patrzeć, więc gdy mężczyźni zsuwali trumnę na dół odwróciłaś wzrok. Nie wiedziałaś na co patrzeć, błądziłaś wzrokiem po uczestnikach ceremonii. Później spoglądałaś na małą biedronkę, która pełzała sobie po drzewie. Może patrzyłabyś na nią dłużej, ale od patrzenia w jeden punkt rozbolały cię oczy. Zamrugałaś trzykrotnie i los chciał, że twój wzrok spoczął na YoungJae. Uśmiechał się pocieszająco do ciebie. Odwzajemniłaś uśmiech powstrzymując łzy. Nie chciałaś, żeby widział, że płaczesz, więc odwróciłaś głowę i zamknęłaś oczy…

Po ceremonii wszyscy się rozeszli. Zostałaś tylko ty, a mama czekała w aucie. Stałaś przed nagrobkiem taty. Teraz będzie ci ciężko. Już nigdy nie usłyszysz jego głosu, nie poczujesz jego perfum, nie usłyszysz jak każe ci posprzątać w pokoju, już cię nie przytuli i powie „Moja córeczka”…
Już nie wytrzymałaś i emocje, które kumulowały się w Tobie wyszły na zewnątrz razem ze łzami. Nie mogłaś ich powstrzymać. Upadłaś na ziemię, chowając twarz w dłoniach. Cała drżałaś. Chciałaś, żeby to wszystko okazało się być jednym, głupim koszmarem…
Nagle poczułaś czyjąś rękę na swoim ramieniu. Podniosłaś wzrok i zauważyłaś, że to YoungJae.
- Uljima… - wyciągnął z kieszeni paczę chusteczek i dał ci jedną. Wzięłaś ją od niego i wytarłaś oczy.
- Mianhe… - szepnęłaś.
- Nie masz za co. To normalne, że jest ci ciężko…
- Ani, nie o to chodzi. – popatrzyłaś się na niego. – Mianhe, że cię obraziłam.
- Ani, to ja się ciągle obrażam o byle co… - objął cię ramieniem i poczułaś jak oblewasz się rumieńcem. – mianhe. Wybaczysz mi?
- Pewnie, że tak. – uśmiechnęłaś się do niego, a on do ciebie. Teraz siedzieliście w ciszy przed grobem. – Będzie mi go brakować.
- Mi też. – brunet przytulił cię mocniej. – Twój tata to był równy gość.
- Gomawo…
- Mówię prawdę. Był dobrym człowiekiem z dużym poczuciem humoru.
- Ta, nie zapomnę jak kiedyś powiedział, że chciałby cię mieć za zięcia. – zaśmiałaś się, ale zauważyłaś, że YoungJae patrzy na ciebie ze spokojem i pełnym skupieniem. Znowu nad czymś myślał. Tylko nad czym? – Mwoh?
- Nic… – przybliżył swoją twarz do twojej i niespodziewanie cię pocałował. Zdziwił cię ten gest. Nie myślałaś, że kiedykolwiek cię pocałuje. Czułaś jego miękkie usta na swoich. Czułaś jak gorąco rozlewa się po twoim ciele, a motylki atakują twój brzuch. Chciałaś, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale niestety, zabrakłoby wam powietrza. YoungJae odsunął się trochę i powoli otworzył oczy.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytałaś szeptem. Ten spojrzał ci głęboko w oczy.
- Bo cię kocham. – uśmiechnął się i musnął twoje usta.
- Chincha? – nie wierzyłaś swoim uszom.
- Chincha, chincha. – uśmiechnął się jeszcze bardziej, a ty go przytuliłaś.
- Saranghae, Oppa. – poczułaś jak odwzajemnia uścisk i głaszcze cię po plecach.
- Saranghae, ______.

***

Od śmierci taty minął już ponad rok. Nadal spotykałaś się z YoungJae. Owszem, skończył szkołę, ale został w Seulu, więc mogliście się widzieć codziennie.
Pewnego piątku siedziałaś w domu, bo kilka dni wcześniej złapała cię angina. Oglądałaś jakąś romantyczną dramę, gdy nagle usłyszałaś pukanie do drzwi. Poszłaś je otworzyć, a twoim oczom ukazał się twój chłopak.
- Cześć, jagiya. – pocałował cię na przywitanie.
- Cześć, a ty nie na uczelni? – spytałaś. Była dwunasta, a YoungJae powinien mieć zajęcia.
- Dzisiaj zrobiłem sobie wolne. – uśmiechnął się łobuzersko, czym cię rozśmieszył. – Mam za to wspaniałe wieści.
- Chincha? To siadaj, ja przyniosę herbaty i mi powiesz. – szybko pobiegłaś zagrzać herbatę. Po kilku minutach szłaś do salonu z dwoma kubkami wypełnionymi po brzegi ciepłym napojem. – Opowiadaj. – poprosiłaś siadając obok niego.
- Twoim idolem jest Bang YongGuk, prawda?
- No pewnie! Bang YongGuk to najlepszy tekściarz, kompozytor i raper na świecie! A do tego jest taki przystojny i mądry… - YoungJae odkaszlnął, jakby chciał ci powiedzieć, że już kogoś masz i raczej Bangowi się nie spodobasz. – Mianhe, kontynuuj.
- No właśnie. Słyszałaś, że podobno ma utworzyć zespół?
- Coś mi się obiło o uszy, a co?
- Wiesz już, kto będzie w tym zespole? – zapytał szczerząc się jak wariat, a ty zaczynałaś coś jarzyć.
- Jeszcze nie…
- To masz okazję poznać jednego z głównych wokali B.A.P! – stanął przed tobą i ukłonił się. Ty nie mogłaś uwierzyć w to, co powiedział. Twój chłopak zostanie gwiazdą! Ten sam chłopak, który ciągle powtarzał, że słoń nadepnął mu na ucho.
- To wspaniale! – ucieszyłaś się i rzuciłaś mu się na szyję. – To dlatego nie miałeś dla mnie czasu?
- Bycie trainee ma swoje minusy, mianhe.
- Ani, nie przepraszaj. – przytuliłaś go mocniej. – Teraz cieszmy się z twojego sukcesu.

YoungJae przytaknął głową i złączył wasze usta w namiętnym pocałunku. Tak, teraz już wszystko będzie dobrze. Czułaś to.

Mój pierwszy scenariusz, mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Piszcie w komentarzach, czy się spodobał i napiszcie czy byłby ktoś chętny zamówić tu scenariusz, żeby stwierdzić czy będzie się opłacać mieć tą zakładkę ze scenariuszami :)
Anonimy też mogą pisać, więc serdecznie zapraszam ^_^

poniedziałek, 21 lipca 2014

"Remember me?" 1~


- Aish, JunHonggie, ja nie dam rady. – jęknęła jedenastolatka, zdmuchując niesforną grzywkę z oczu.
- Dasz radę, mała! – dodał jej otuchy chłopczyk, który pomimo tego samego wieku był co najmniej z dziesięć centymetrów wyższy.
- Nie nazywaj mnie „małą”! – ofuknęła JunHonga, a jej policzki przybrały burakowaty odcień.
- Nie moja wina, że jesteś taka niska. – zaśmiał się, po czym zmierzwił jej włosy.
- To ty jesteś gigantem, Bunhong*. – dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie.
- Yah! Nie moja wina, że różowa szamponetka mojej mamy wyglądała identycznie jak mój szampon! – usprawiedliwiał się, a dziewczyna coraz głośniej zaczęła chichotać. – Nie śmiej się!
- Przepraszam, ale wtedy wyglądałeś ja wata cukrowa! – powiedziała, po czym wybuchła głośnym śmiechem.
- Aigoo, nigdy więcej takiego błędu. – westchnął i pokręcił głową, a za chwilę sam zaczął się śmiać.
- Dobra, spokój. – powiedział JunHong, gdy się już uspokoił. – Musisz poćwiczyć ten układ.
Dziewczynie zszedł uśmiech i skuliła się pod ścianą.
- Nie chcę.
- Dlaczego? Nie chcesz tylko dlatego, że nie wychodzi ci jeden krok?
- Teraz nie umiem jednego kroku, a na występie pomylę wszystko i wszyscy mnie wyśmieją! – wykrzyczała i schowała głowę w kolanach. Dało się usłyszeć pociąganie nosem.
- Yah, TaeRi, nie płacz. – JunHong przytulił przyjaciółkę. – Nie możesz myśleć, że wszystko co robisz jest porażką i do niczego się nie nadajesz. Zaryzykuj i wystąp przed szkołą.
- A jeśli mi się nie uda i mnie wyśmieją? – spytała.
- Nie przejmuj się innymi. Miałaś odwagę wystąpić, a to już coś, a jeśli ci nie wyjdzie to wyciągniesz z tego lekcję i tego samego błędu nie popełnisz.
- Arasso… Gomawo. – objęła przyjaciela mocno za szyję.
- N-n-nie ma za co… - powiedział chłopak, delikatnie odwzajemniając uścisk. Po chwili dziewczyna odsunęła się od niego i spojrzała na jego twarz.
- Rumienisz się! – krzyknęła, dźgając go w policzki.
- Wcale nie! – odepchnął jej dłonie i odwrócił się tyłem do niej.
- Buuunhoong... - zaświergotała mu do ucha, śmiejąc się.
- Maaaałaaaa... - poszedł w jej ślady i za to dostał małego kuksańca w bok. – Ał! – złapał się za obolałe żebro i za chwilę oddał TaeRi. Znowu śmiali się jak głupi.
- Dobra, ćwiczymy. – JunHong wstał z podłogi, a przyjaciółka poszła w jego ślady.


- Krok, krok, skok, obrót, krok, krok... – dyktował JunHong TaeRi, która robiła ostatnią próbę generalną przed występem. – Świetnie.
- Serio? – spytała dziewczyna. Pomimo codziennych treningów do późnej nocy z kumplem nadal miała wątpliwości co do wystąpienia. Podziwiała chłopaka, że nigdy się nie stresował, a jak do tego doszło to idealnie potrafił to ukryć.
- Pewnie, powalisz ich na kolana i jeszcze niżej. – posłał jej uśmiech, przez który często było jej gorąco, ale nie twierdziła, że to miłość. Miała dopiero jedenaście lat, nie mogła jeszcze przeżyć prawdziwej miłości, jedynie zauroczenie. Tak czy siak, ukrywała to przed przyjacielem. Nie chciała niczego popsuć. Za długo budowali tą przyjaźń, żeby teraz ona jednym słowem popsuła wszystko.
- A teraz przed wami wystąpi nasz kolejny uczeń, który pokaże swoje umiejętności taneczne, CHOI JUNHONG!
- Trzymaj za mnie kciuki. – rzucił do TaeRi i poszedł na scenę. Dziewczyna patrzyła na niego zza kulis i podziwiała jego umiejętności. Kto jak kto, ale taniec JunHonga był wspaniały. Każdy jego krok był dokładnie przemyślany, perfekcyjnie zatańczony. Jednym słowem hipnotyzował. Nikt z publiczności nie mógł oderwać od niego wzroku, a gdy robił jakiś trudniejszy trik wszyscy bili brawo.
Po skończonym występie ukłonił się i wrócił za kulisy.
- Byłeś niesamowity! – pochwaliła go, klaszcząc cicho w dłonie.
- Dziękuję. – zaśmiał się i teatralnie się ukłonił.
- A teraz kolejna tancerka, MOON TAERI!
- Daj z siebie wszystko, mała. – poklepał przyjaciółkę po plecach i popchnął ją w kierunku sceny. TaeRi nie odgryzła się JunHongowi, miała zbyt wielką gulę w gardle, by cokolwiek powiedzieć, nie mówiąc o przełykaniu śliny. Stanęła na środku sceny i popatrzyła na widownię. Cała szkoła zebrała się w sali gimnastycznej, żeby obejrzeć występny uczniów, w tym jej występ.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech. W chwili gdy rozbrzmiała muzyka zamknęła oczy i dała się ponieść swojej pasji. Ćwiczyła dzień i noc pod dobrym nadzorem, nie może tego spaprać. Zatańczy najlepiej jak to może. Zrobi wszystko, żeby w końcu była z siebie dumna.
Żeby JunHong był dumny…
Gdy była już blisko końca układu otworzyła oczy. Kątem oka zauważyła, że większość rozdziawiła buzię. Uśmiechnęła się pod nosem. Taki efekt chciała uzyskać.
Występ miała zakończyć potrójnym obrotem. Jeśli to zepsuje to schowa się pod ziemię. Zamknęła oczy.
Skok…
Pierwszy obrót…
Drugi…
Nagle otworzyła oczy i zauważyła, że zabrakło jej sceny, w wyniku czego wylądowała pod nią. Nie mogła uwierzyć, że to schrzaniła. Wszystko przez to, że zamknęła oczy.
Poczuła ogromne zażenowanie. Chciała jak najszybciej stąd uciec, schować się pod kołdrą w swoim pokoju i już nigdy spod niej nie wychodzić.
Wstała i zrobiła pierwszy krok, gdy poczuła niemiłosierny ból w kostce.
- Świetnie, jeszcze tego brakowało… - burknęła, zacisnęła zęby i wyszła z sali, ignorując ból. Szła do pielęgniarki, po drodze wyzywając siebie od najgorszych. W pewnym momencie nie wytrzymała, zsunęła się po ścianie w dół a łzy zaczęły same płynąć. Skuliła się i pogrążyła w rozpaczy.
- Hej, nie płacz… - dobrze znany głos szepnął jej słowa otuchy. – byłaś świetna. – dodał.
- NIE, NIE BYŁAM! – wydarła się na cały korytarz. – Schrzaniłam sprawę, jak zawsze zresztą…
- Wcale nieprawda! Nie wyszło ci tylko pod koniec, każdemu się zdarza. – pocieszał ją.
- Nic mi nigdy nie wyszło dobrze od początku do końca.
- Nie patrz na to jak na totalną porażkę, traktuj to jako lekcję…
- PRZESTAŃ! – przerwała mu krzykiem. – Mam dość! Ciągle tak mówisz, a gówno wychodzi!
- Nie mów tak. – JunHong zachowywał stoicki spokój. Dojrzale jak na jedenastolatka. – Gdybyś nie miała takiego toku myślenia to nic byś nie osiągnęła, nie nauczyłabyś się…
- Potrójnego obrotu? – dokończyła za przyjaciela. – Jeśli to miałeś na myśli to chyba się pomyliłeś. Nie nauczyłam się tego!
- Idiotko, nauczyłaś się! – cierpliwość JunHonga zaczęła się kończyć. – Gdybyś po prostu nie zamykała tych oczu to byś wiedziała, ile masz jeszcze miejsca!
- Nie rozumiesz, że inaczej bym nie zatańczyła? – usprawiedliwiała się dziewczyna.
- Dałabyś radę, tylko po prostu w siebie nie wierzysz!
- Wierzę w siebie! – TaeRi robiła się coraz bardziej wściekła.
- Właśnie widziałem. Prawie zemdlałaś i tańczyłaś z zamkniętymi oczami. – powiedział JunHong.
Dziewczyna była bardzo zła na niego. Chciała mu się odgryźć, ale zbyt duże emocje nią targały, żeby cokolwiek powiedzieć. Prychnęła, wyminęła go i zaczęła się kierować w stronę wyjścia.
- TaeRi! Poczekaj! – wołał za nią chłopak, biegnąc w jej stronę
- Nie będę na ciebie czekać.
- Chociaż pójdź do pielęgniarki…
- Umiem o siebie zadbać. – powiedziała ostro i stanowczo. Wyszła na zewnątrz, zostawiając w środku chłopaka, który był zszokowany zachowaniem przyjaciółki.


Tydzień po całym zdarzeniu TaeRi zdecydowała, że skończy z tańcem raz na zawsze.
- Oszalałaś?! – spytał zirytowany JunHong, gdy dowiedział się tej strasznej nowiny od przyjaciółki. – Nie możesz!
- Właśnie, że mogę. – powiedziała stanowczo, zamykając swoją szkolną szafkę.
- Ale dlaczego?!
- Po co mam robić coś, co nigdy mi nie wyjdzie? – usiadła na ławce przed szkołą i posmutniała. Choi kucnął przed nią i spojrzał się jej prosto w oczy.
- TaeRi, nie możesz się poddawać. Masz dopiero jedenaście lat, masz przed sobą wiele porażek, ale i też wiele sukcesów.
- Ciekawe. Dotychczas odnosiłam same porażki, żadnego sukcesu… - burknęła pod nosem.
- Los pewnie najpierw daje ci same porażki, żebyś dzięki nim się czegoś nauczyła. Gdy już się nauczysz to będziesz odnosiła same sukcesy.
- Tak jak ty? – powiedziała nieprzyjemnym tonem. – Tak jak pan wiecznie perfekcyjny? Dziecko szczęścia?
- Co? Co ty mówisz? – JunHong nie wierzył własnym uszom.
- A to, że to zawsze TY zbierasz laury, TY zawsze jesteś na pierwszym miejscu i to TY nigdy nie popełniasz błędów! – TaeRi wyrzuciła z siebie całą złość, jaka nagromadziła się przez ten czas.
- Popełniam błędy, jak każdy człowiek.
- Ty nigdy nie popełniasz błędów, zawsze jesteś idealny. Już mam tego dość. – wyznała szczerze, a chłopak wyglądał jakby ktoś strzelił mu z otwartej dłoni prosto w twarz.
- Arasso, skoro tak cię boli moja „doskonałość” to może w ogóle przestańmy być przyjaciółmi?
- Świetnie! – powiedziała TaeRi, odwróciła się na pięcie i poszła do swojego domu.
- Świetnie! - powtórzył JunHong i poszedł w drugą stronę. – Aish… JunHong, ty debilu…

6 lat później…

Kobieta koło czterdziestki pakowała kilka swoich rzeczy do walizki. Gdy skończyła postawiła ją obok innych, ale znacznie większych. Popatrzyła chwilę na bagaże, westchnęła i poszła na górę.
- Córeczko, spakowałaś się już? – spytała, wchodząc do pokoju dziewczyny, która miała niemały problem z zapięciem walizki. Ów walizka wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć.
- Już… prawie… - wysapała nastolatka, zapinając ostatnie centymetry suwaka, wspomagając się przy tym własnym ciężarem. Kiedy już jej się udało opadła na nią z uśmiechem zwycięzcy. – No, gotowe.
- Nadal nie rozumiem, po co pakujesz tyle rzeczy. – powiedziała matka, rozglądając się po pokoju, który teraz był zupełnie pusty.
- Wiesz dobrze, że jeśli mnie przyjmą i przeżyję okres trainee to zamieszkam już w Seulu, więc wszystko jest bardzo potrzebne.
- Aish, no dobrze, niech ci będzie. – cmoknęła córkę w czoło. – Zanieś tą walizkę do auta, my z ojcem będziemy czekali już w środku.
- Dobrze, mamo. – przytaknęła głową. Gdy mama wyszła, na twarzy TaeRi znów zagościł szeroki uśmiech. Cieszyła się, że w końcu będzie mieszkać w Seulu, mieście dla ludzi z przyszłością. Będzie kimś.


- No, macie tu wszystkie swoje bagaże. – poinformował ojciec TaeRi, kiedy ich walizki znalazły się już w pociągu.
- Dzięki, tato. – dziewczyna podbiegła i przytuliła mocno tatę. – Będę tęsknić.
- Ja też, kochanie. – mężczyzna pocałował ją w czubek głowy i odwzajemnił uścisk. – Pozdrów JongUpa ode mnie.
- Jeśli go spotkam to masz jak w banku. – powiedziała, po czym ucałowała tatę w policzek i weszła do pociągu.
- Trzymaj się, kochanie. – teraz mama TaeRi uściskała męża na pożegnanie.
- Zadzwońcie, kiedy już będziecie na miejscu.
- Dobrze, dobrze, nie musisz się tak gorączkować. – zaśmiała się jego żona.
- Po prostu się martwię. – wytłumaczył się. – A czy TaeRi wie, że on też tam jest?
- Ja i JongUp powiedzieliśmy jej, że jej kuzyn jest w sześcioosobowym zespole, ale na szczęście nie sprawdziła kto kryje się pod pseudonimem Zelo, ale to dobrze. Gdyby się dowiedziała, to nie poszłaby na jakiekolwiek przesłuchanie do jakiejkolwiek wytwórni.
- Ale wiecie dobrze, że i tak się dowie? – spytał mężczyzna. – Aż dziwne, że sama nie sprawdziła.
- Wiemy o tym doskonale. – odpowiedziała kobieta. – I dobrze, że nie sprawdziła, niezbyt interesują ją inne zespoły. Niech teraz się cieszy.
- Maamooo! Chodź w końcu, bo odjadę bez ciebie! – zawołała zniecierpliwiona TaeRi z pociągu.
- Już idę! – odkrzyknęła jej mama i weszła do środka. – Zadzwonię, gdy będziemy już na miejscu.
Podczas podróżny żadna nie odezwała się ani słowem. TaeRi była zapatrzona na to, co mijały podczas jazdy.
- I jak? Cieszysz się? – zapytała córkę, przerywając tą niezręczną ciszę.
- I to jak! Nie mogę się doczekać aż zostanę trainee i będę spędzać więcej czasu z JongUpem! – mówiła podekscytowana TaeRi, która już prawie skakała na siedzeniu. Kobietę bardzo rozbawił ten widok. Pomimo wieku, jej córka czasem zachowywała się jak dziecko
- A nie będzie ci ciężko zmieniać szkoły? Nie szkoda ci przyjaciół? – spytała, a nastolatka nagle straciła cały zapał.
- W Busan nie miałam żadnych przyjaciół. Każdy mnie przecież odpychał. – podkuliła nogi pod brodę. - Wszyscy mnie nienawidzili… - dodała.
- A w Mokpo? Przecież JunHong był twoim przyjacielem. – przypomniała córce.
- Właśnie, BYŁ. – podkreśliła ostatnie słowo, tym samym kończąc rozmowę.
Po kilki godzinach jazdy pociąg w końcu zatrzymał się w Seulu. TaeRi czym prędzej wzięła swoje bagaże, o mało nie zabijając po drodze innych pasażerów, dosłownie wyskoczyła z pociągu i złapała pierwszą lepszą taksówkę. Gdy dotarła i matka dziewczyny, szybko się zapakowały i pojechały do wujostwa TaeRi, czyli rodziców JongUpa.
- DaHyun! TaeRi! W końcu jesteście! – krzyknęła uradowana kobieta, przytulając je. – Dobrze was widzieć.
- Ciebie też, EunJi. – powiedziała DaHyun. – Jest YongChan?
- Tak, w garażu, psuje nam auto. – zażartowała kobieta. – Proszę wejdźcie. – odsunęła się i zaprosiła je gestem ręki. – Pewnie jesteście głodne, zaraz będzie obiad.
- Och, w końcu. – powiedziała z ulgą TaeRi. – Konam z głodu.
- Kto tu kona z głodu? Czyżby moja kochana bratanica? – nagle w salonie znalazł się YongChan cały umazany smarem.
- Wujek! – krzyknęła dziewczyna i rzuciła się mężczyźnie na szyję, ignorując to że będzie cała brudna.
- Aleś ty wyrosła. – komplementował ją. – Pamiętam jak ledwo co dosięgałaś blatu kuchennego. Jeszcze trochę i przerośnie naszego JongUpa.
- Nie przerośnie, JongUp nadal rośnie. – broniła swojego syna EunJi. – Umyjcie się, przebierzcie i chodźcie jeść.
- Yes, sir! – krzyknęli razem i poszli przyprowadzić się do porządku.
Po kilku minutach cała czwórka siedziała wspólnie przy stole, zajadała się smakołykami przyrządzonymi przez panią domu i rozmawiali. Dzisiejszy temat kręcił się wokół TaeRi i jej kariery w TS Entertainment.
- A co im pokażesz? – spytał wujek, wpychając sobie kolejną porcję makaronu do ust.
- Zaśpiewam im piosenkę. – odpowiedziała nastolatka.
- Myślałam, że zatańczysz. – powiedziała ciotka.
- Nie tańczę od piątej klasy… - powiedziała cicho TaeRi.
- Och… przepraszam, nie wiedziałam.
- Nie, nic się nie stało. – dziewczyna zmusiła się do uśmiechu. Znów nastała niezręczna cisza.
- To może ja podam lody? – zaproponował wujek i już nakładał do pucharków lody o różnych smakach.


Po zjedzeniu pysznego deseru i wypiciu mrożonej kawy TaeRi pomagała cioci w zmywaniu naczyń. Kiedy już skończyła, oznajmiła że pójdzie się już umyć. W wannie dziewczyna odprężała się przy pianie o zapachu pomarańczy i kakaowym mleczkiem do ciała. W pewnej chwili pomyślała, że trochę podrażni kuzyna. Wytarła ręce i wzięła do rąk telefon.
Do: Uppie, 21:19
Siemka, kuzynie! Piszę do Ciebie, żeby poinformować Cię, iż w tej chwili zużywam Twoją ulubioną pianę o zapachu pomarańczy c:

Nie musiała czekać długo, bo wiadomość przyszła błyskawicznie.

Od: Uppie, 21:20
Yah! Jak śmiesz?! >.< Moją kochaną piankę, na którą muszę zbierać ze dwa miesiące?!

Do: Uppie, 21:22
Oppa, nie bądź zły. Gdy ja już zadebiutuję (bo mnie przyjmą) to kupię ci całą skrzynkę tej piany :D

Od: Uppie, 21:24
Nie, nie musisz, żartowałem XD Masz szczęście, że to nie moje kakaowe mleczko do ciała.

Do: Uppie, 21:25
Właśnie, zapomniałam! Tego mleczka też użyłam XD

Od: Uppie, 21:29
… Kupujesz mi dwie skrzynki piany i pięć skrzynek mleczka…

Do: Uppie, 21:30
Yes, sir! Oppa, saranghaeyo ^3^

Od: Uppie, 21:31
Teraz jestem na Ciebie zły >.<

Do: Uppie, 21:32
Kupię Ci hamburgera C:

Od: Uppie, 21:33
Moja kochana kuzynko! :D

TaeRi zaśmiała się pod nosem. Jego kuzyna wystarczy nakarmić hamburgerem, żeby był najszczęśliwszym facetem na świecie. Szybko się wytarła, ubrała w piżamę i skierowała się do pokoju JongUpa. Dostała pozwolenie spania tu pod nieobecność kuzyna. O dziwo było tu bardzo czysto. Chociaż to pewnie zasługa jej ciotki, która była niezłą pedantką. Uwaliła się na jego łóżku i napisała kolejnego SMS-a.
Do: Uppie, 21:50
Masz jeszcze trening?

Od: Uppie, 21:51
Tak, ale akurat zrobiliśmy sobie przerwę.

Do: Uppie, 21:52
Za bardzo się torturujecie, powinniście wracać do dormu :c

Od: Uppie, 21:54
Bycie K-Popowym Idolem to nie żadna bułka z masłem ani przelewki.

Do: Uppie, 21:55
Arasso, kumam >.< Chciałam Ci tylko życzyć dobrej nocy :3

Od: Uppie, 21:58
Gomawo, wzajemnie, siostrzyczko ;) Masz pozdrowienia od reszty chłopaków

Do: Uppie, 22:00
Dziękuję, też ich pozdrawiam ^_^

TaeRi położyła telefon na nocnej szafce i ułożyła się wygodniej na łóżku.
- Ciekawe, jacy oni są? – zamyśliła się dziewczyna. – Może jednak wejdę jeszcze na jakąś stronę i o nich poczytam? – spytała samą siebie. – Albo nie. Poczekam, aż ich spotkam i sami się przedstawią. Ale z drugiej strony jak ma na imię ten Zelo? Aish, TaeRi, nie bądź zbyt ciekawska. – ofuknęła siebie, przekręciła się na prawy bok i oddała się w objęcia Morfeusza.

*Bunhong (kor. różowy) oraz ksywka Zelo podczas promocji Power z powodu jego różowych włosów i podobnej wymowy w słowie Bunhong i jego imienia JunHong :)