Hwaiting ^3^
Blacky
Oparta o ścianę magazynu, który od dawna był moim domem – czekam.
Na co? A raczej na kogo? – odpowiedź prosta, na resztę…
Na resztę. Jaką resztę? – Tu odpowiedź jest trudniejsza…
Mafii…? Nie, mafia to bogaci panowie w garniakch, którzy mają ludzi od walki i tylko nimi rządzą. Dystrybucja narkotyków i tworzenie z uzależnionych od tego dzieciaków robotów – to jest mafia. My nie jesteśmy tacy jak oni. Mamy o wiele mniej na sumieniu, chociaż i tak dużo. Jak na mój wiek, mam na sumieniu o wiele za dużo.
Gangu…? Tak, gang to chyba najlepsze określenie naszej siódemki. Naszą robotą jest zabijanie na zamówienia, jesteśmy płatnymi zabójcami, brzmi strasznie, ale wcale nie jest takie nie jest. Można powiedzieć, że jest uzależniające, to jest jak stanie nad przepaścią, za każdym razem o krok od śmierci, mimo to wciąga. Wieczna adrenalina, tym się żyje i to nie jest marna podróba życia. Oprócz tego jeszcze walka z konkurencyjnym gangiem – Big Bang.
Big Bang, za każdym razem kiedy o nich słyszę, mówię, albo chociaż myślę muszę powstrzymywać prychnięcie. Wielki wybuch, rzeczywiście, potrafią spieprzyć najprostszą akcje, robiąc zbyt wielkie zamieszanie. Bywało już tak, że zabić jednego gościa zabili wszystkich z jego otoczenia, a cel żył. Przez takich jak oni gliny wpadają na ślady gangów i przez jakiś czas trzeba było przystopować. A nie przyjmowanie zleceń nie leży w naszej naturze, ale w takich sytuacjach trzeba było zadbać o siebie i rodzinę. Rodzinę, czyli gang, gang to rodzina – o tym się nie zapomina.
W końcu przybyła reszta.
Naszym szefem jest mój brat na moje nieszczęście. Czuję się przez to trochę dyskryminowana, bo dostaję łatwiejsze zadania, albo „łagodniej” działającą broń. Ja i Zelo jesteśmy małolatami i pewnie w mniemaniu Big Bang niewiele możemy zrobić, ale w naszym gangu nie było takich jak tam. My jesteśmy lepiej zorganizowani, bardziej posłuszni i w przeciwieństwie do nich wiele dla siebie znaczymy. Nie wyobrażam sobie życia bez chłopaków, a w Big Bang nawet nie chowają swoich poległych kumpli tylko zostawiają na pożarcie psom… znaczy policji.
Można powiedzieć, że zawsze, niezależnie od sytuacji, każdy z nas ma wyznaczone stanowisko.
Bang – dowodzi.
Zelo i HimChan – prowadzą obserwacje celu
DaeHyun i JongUp – organizacja sprzętu (spluwy etc.)
Ja i YoungJae – zajmujemy się autami, samochody to moja odskocznia.
Jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo, każdy każdego za wszelką cenę stara się chronić.
A YoungJae to już inna bajka - Jestem w nim zakochana, ale za nic się do tego nie przyznam, nawet gdybym jakimś cudem mu się podobała, co raczej jest marzeniem ściętej głowy, to nie pozwala na to… nic na to nie pozwala.
Po pierwsze: to jest strasznie niebezpieczne, jeśli Big Bang dowiedziałby się o tym, potraktowali by to jako słaby punkt i starali nas zaatakować na to.
Po drugie: zasada mówi „Nie bierze się dupy ze swojej grupy” i trzeba się do tego stosować, niestety…
- Mamy zlecenie – informuje nas Bang, ale żadno z nas nie reaguje jakoś specjalnie, to dla nas normalne. – Na jednego ważniaka z Big Bang.
Teraz zawrzało , to było dla nas wyzwanie. Wrogi gang i zlecenie na kogoś ważnego… na ustach sam pojawia się uśmiech.
- Kto jest zleceniodawcą? – pytam, to jest dość zastanawiające pytanie. Komu może zależeć na śmierci jednego z członków Big Bang niż nam? Chyba tylko policji, ale ona nie ucieka się do takich środków.
- Anonim, ale zapłacił z góry – Bang nie zwracał uwagi na radość, która zapanowała w magazynie. Jak zwykle jest opanowany, zazdroszczę mu tego.
Plan, który wymyślił jest bardzo prosty. Śledzimy, porywamy ofiarę kiedy jest sama i na przedmieściach zabijamy. Czasem zdarzało się, że klient sam chciał zabić ofiarę, żeby poczuć nad nią władzę, ale skoro to anonim to szczerze w to wątpię, że będzie chciał to zrobić.
Kiedy plan jest już umówiony ja i Youngjae idziemy do warsztatu. Auta są nieźle sponiewierane, ale tak to jest kiedy prowadzi DaeHyun, albo JongUp. Oni to nie potrafią się opanować i zawsze mamy przez nich dużo roboty. Nie to żeby mi to przeszkadzało, nawet lubiłam naprawiać po ich jeździe samochody i śmiać się z ich nieudolności.
- Poszaleli – skomentował mój kompan na co skinęłam głową.
- Wiesz, najpierw chyba powinniśmy umyć samochody, bo się uwalimy od błota – mruknęłam drapiąc się w tył głowy.
Dokładnie myję jedno z aut, można powiedzieć, że te pojazdy mój jedyny powód do dumy. Zupełnie niespodziewanie YoungJae ochlapał mnie wodą. Pisnęłam głośno i oddałam mu tym samym. Leliśmy się wodą śmiejąc się przy tym jak dzieci. Własnego śmiechu nie słyszałam od ośmiu lat, od śmierci rodziców, więc to było dość miłe doświadczenie.
Walka na wodę i życie – pomyślałam wesoło.
- Rozejm?! – krzyknął YoungJae odrzucając wąż, zrobiłam to samo. – Wow… ale walka – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
Stanęliśmy obok siebie i zaczęliśmy podziwiać „straty” i to co się teraz dzieje odbiera mi logiczne myślenie.
Nie wiem kto zaczął ja, czy on, ale pocałowaliśmy się.
Namiętny pocałunek dwóch, ociekających wodą członków gangu na środku mokrego warsztatu. Stoimy tak w otoczeniu rzeczy, które są moim życiem z pistoletem w kieszeni bluzy, stoję i całuję się z chłopakiem, który jest moim marzeniem. Przypomina to trochę scenariusz filmu. Jakiejś marnej komedii romantycznej, która ledwie ociera się o film akcji. To jest śmieszne, no nie? Ktoś może pomyśleć, że to scenariusz napisany przez jakiegoś reżysera, który na siłę chce stać się sławny i bogaty, ale nie… to samo życie.
Z jednej strony spełnienie marzeń, z drugiej ale z drugiej złamanie wszystkich zasad, którymi się kierowałam.
- Wiesz, że nie możemy… - zaczął, a ja pokiwałam głową.
- „Nie bierze się dupy ze swojej grupy” – mówimy jednocześnie.
- Chyba powinniśmy brać się do roboty – mruczę. Całe swoje myśli staram się skupić na przytartym silniku, ale i tak ciągle wracam do tego co się stało.
~*~
- Pabo – powiedziałam sama do siebie – nie myśl o ty, to był przypadek… Śpij…
I tak nie zasnęłam, ciągle myślałam tylko o pocałunku… Jeden jedyny pocałunek zawrócił mi w głowie.
To tylko chłopak – skarciłam siebie w myślach
Ale za to jaki! Miły, zabawny – odezwała się moja druga strona.
STOP! – nie tak o nim myśleć to wbrew zasadom, muszę się skupić na misji…
Skupienie na misji… taaa… jasne…
~*~
- Hej – szepczę w kierunku YoungJae. Cholera jasna! Rumienię się przez chłopaka.
Żeby ukryć swoją twarz kucam przed samochodem i zaczynam odkręcać tablicę. Jak najbardziej staram się zagłuszyć w sobie uczucia, do tej pory się udawało, ale teraz… nie idzie. Dlaczego jestem taką cholerną idiotką?! Wae?!
Podnoszę się gwałtownie i upuszczam tablicę, nie spodziewałam się, że stoi tak blisko, zaskoczył mnie. Huk poniósł się po warsztacie, a chłopak chwycił mnie w ramiona i znowu to zrobił… znowu mnie pocałował. Na całe życie zapamiętam nacisk jego warg na moje i jego ręce błądzące po moim ciele. Jeszcze kilak sekund a rozpłynęłabym się na dobre.
- YoungJae… Nie możemy – szepczę, odpychając go delikatnie.
- Dlaczego? – spytał krzywiąc się
- Dobrze wiesz… - dziwnie się czuję sama sobie niszcząc marzenia.
- Jesteśmy ponad prawem – YoungJae i ta jego filozofia!
- Ale nie nad tym… - spuszczam głowę i odchodzę żeby odkręcić następną blachę.
~*~
- Hej, Lee – słyszę głos Zelo – trzymaj – wręcza mi opakowanie z King Burgera z cheeseburgerem i kawą w środku.
- Dzięki – odpowiadam zabierając się do kawy. Właściwie to nie wiem czemu wszyscy mówią na mnie „Lee”, jestem Bang JiMin, ale nie pamiętam kiedy ktokolwiek tak do mnie powiedział.
- Co tam? – pyta niewiele starszy ode mnie chłopak.
- To samo co ty – uśmiecham się w odpowiedzi – czekam.
- O… - znikąd pojawia się HimChan – co macie? – jak zwykle głodny, zjadłby nawet papier.
Próbuję powstrzymać uśmiech, ale nie mogę, psie oczy HimChana SA rozbrajające.
- Eeee… - Zelo wyczuł co się wydarzy i chwycił mocniej swojego cheeseburgera. Starszy rzucił się na mnie, próbując zabrać mi mój jedyny posiłek. Tarzaliśmy się po kanapie i podłodze, a ten „starszy i mądrzejszy” (taaa… jasne) nareszcie się poddał. Wybucham śmiechem kiedy widzę smutnego HimChana z pokonaną miną, a pozostała dwójka wlepia we mnie zdziwiony wzrok. No tak! Ja się nigdy nie śmieję! Wzruszam ramionami, a po chwili oni też zaczynają się śmiać.
- Mam na ciebie focha, Zelo – informuje nas cieniutkim głosem HimChan – Lee kupiłeś cheeseburgera, a mi nie!
- Forsy mi brakło! – broni się ciemnowłosy ze śmiechem.
Rzucam cheeseburgera HimChanowi, a ten patrzy na mnie zaskoczony.
- Dlaczego się ze mną biłaś ?!– pyta święcie oburzony.
- Z nudów – odpowiadam uśmiechając się – ale kawy nie oddam! – dodaję widząc jego wzrok na papierowym kubku
Jeszcze dwie godziny… Tyk…tyk…tyk…
Jeszcze godzina…. Tyk… tyk… tyk…
Jedziemy! Tym razem kieruje YoungJae, bo nie chcemy rzucać się w oczy… ech… .
Prawie rzucamy się na nową broń, jest wygodna i idealnie wyważona. Będzie dobrze służyła. Wypakowaliśmy się z furgonetki na kompletnym odludziu, mój brat zawsze wybierał dziwne miejsca, ale tu nikt nas nie mógł usłyszeć. Ku naszemu zdziwieniu z furgonetki zostały wyciągnięte dwie osoby. Duży, rosły facet to nasz cel, a druga to kobieta. W szmaragdowych oczach widać strach, a rude włosy ma zmierzwione.
- Co to za jedna? – pyta Bang bez emocji.
- Był problem, kręciła się przy nim, sam wiesz… - zaczął ze wstydem DaeHyun.
- Dobra – Bang machnął ręką – jeden trup w tą czy w tą…
Dziewczyna pisnęła i zaczęła się rzucać.
YongGuk i YoungJae odszedli na bok, po kilku minutach dziewczyna została uwolniona.
- Piśnij o nas komuś słówko, a… - wskazuje na mnie głową Bang, wyjmuję spluwę i obracam ją sobie na palcu jak w filmie.
- Rozumiesz? - pytam z jadowitym uśmiechem, ruda kiwa głową żarliwie, że zrobiło mi się jej żal.
Po kilku minutach dziewczyna znika za drzewami lasu.
- YoungJae, zajmij się nim – wydaje rozkaz Bang.
Huk wystrzału i powiększająca się kałuża krwi na ziemi, nie robi to na mnie wrażenia, widziałam o wiele gorsze rzeczy.
~*~
Tydzień później
Zelo podał pendrive’a Bangowi, a mnie nagle oświeciło. Wszystko zaczęło się składać w jedną całość, pobicie JongUp’a, zniknięcie YoungJae i ten pendrive…
Na ekranie laptopa pojawiła się twarz naszego kumpla, kogoś kogo chyba kochałam… Z przyspieszonym biciem serca oglądałam jak przywiązany do krzesła był bity… po raz kolejny widziałam jak osoba, którą kocham cierpi, z trudem przełknęłam łzy, nie mogłam się rozkleić na oczach reszty, zresztą ja nie mogłam zacząć płakać.
Chcą za niego 10 000 000$...
- To co robimy? – pyta bledszy niż zwykle Zelo
- Najpierw musimy zorganizować hajs, bo od nich nie da się odbić, więc potrzebujemy kasę na okup – odpowiada mój brat.
- Bank niedługo będzie przewoził forsę do skrytek – mówię starając się żeby mój głos nie drżał. Nie wiem konkretnie kiedy, a to ważna informacja. Pabo!
Plan gotowy był w prawie pół godziny… Najpierw organizujemy kasę, a potem spotykamy się z Big Bang.
Dzięki wtyce znamy konkretną datę i godzinę przewozu, musimy zorganizować napad bez hałasu w niecałe 24 godziny, ale czego się nie robi dla rodziny…
Naprawianie aut bez YoungJae jest dziwne, w warsztacie czuję się dziwnie samotna, tak jakby zabrano mi ważną część mnie. Zabrali mi mojego YoungJae, który był… przyjacielem, ale nie tylko. Był kimś więcej, ja go chyba kocham… Staram się wyrzucić z myśli co będzie jeśli się spóźnimy, że będzie po nim… To nie może się tak skończyć! Wae? Dlaczego przynoszę takiego pecha, dlaczego wszyscy, których w jakiś dziwny sposób kochałam byli skazani na śmierć…Rodzice, nasza mała siostrzyczka, a teraz nawet YoungJae… Został tylko YongGuk…. Nie mogę pozwolić żeby jeszcze ktoś przeze mnie umarł, muszę sobie udowodnić, że jestem silniejsza niż wyglądam.
~*~
Chłopaki odwrócili uwagę ochroniarzy i dosłownie sekundę później na ziemi leżały dwa trupy. Obojętnie patrzyłam na dwójkę niewinnych ludzi, którzy być może mieli żony i dzieci, innym razem może i bym spojrzała z jakimś współczuciem, ale chodziło o gang. Gdyby to miało w czymkolwiek pomóc zabiłabym dla moich braci każdego. Nie ma dla mnie świętości, której bym dla nich nie poświęciła.
Kiedy kluczyki leciały do JongUpa bałam się, że ich nie złapie, taki zwykły pech mógłby zniweczyć cały plan. Chłopak na szczęście złapał. Po chwili on i Zelo lecieli do samochód, w którym siedziałam z odpalonym silnikiem. Cała akcja trwała jakiś kwadrans i odbyła się bez najmniejszych problemów. Zgrabnie uwinęli się z rabunkiem. Kluczyłam ulicami miasta choć tak właściwie to było zbędne, nie było za nami żadnego pościgu. Cała szósta zaczęła liczyć pieniądze, zajęło nam to dość długo, w obu workach było 12 000 000$ więcej niż chciał Big Bang.
- Idźcie spać, należy wam się. Jest dziewiąta, o piętnastej spotykamy się na ostatecznym obgadaniu, a jutro… sami wiecie… - jak zwykle bez emocji.
Miałam to szczęście, że od razu po rzuceniu się na materac zasnęłam i nie śniło mi się nic. Długi prysznic postawił mnie do pionu i krótko przed umówioną godziną pojawiłam się w głównym pokoju. Tak jak myślałam na kanapie zobaczyłam tylko mojego brata, inni spali. Kiwam mu głową na przywitanie i siadam na kanapie.
- Spałeś? – pytam widząc wory pod jego oczami, Bang kręci głową – powinieneś się przespać…
- Daj spokój, Lee – mruczy.
Zebranie odbyło się dwie i pół godziny po umówionej porze, Bang doszedł do wniosku, że jednak się kimnie, a kiedy wstał zrzucał resztę z łóżek.
Boże, a podobno ja jestem maknae!
JongUp wyglądał jak zombie i wpadł na ścianę, Zelo ssał kciuk, DaeHun usiadł, otworzył jedno oko i znowu opadł na poduszkę, a o HimChanie lepiej nie wspominać. Został zrzucony z łóżka, potraktowany zimną wodą i nic. Nawet oczu nie otworzył. Bang powiedział nam o miejscu i godzinie spotkania, kiedy już zebraliśmy się do kupy. Rozpoczęła się żwawa dyskusja, w której nie chciałam brać udziału. Oczami wyobraźni widziałam tylko YoungJae idącego w naszą stronę.
***
Huk rzucanej walizki rozległ się echem po tunelu, w tej walizce znajduję się 10 000 000$. Okup za YoungJae, za przyjaciela, za… ukochanego? To jest to co tak barwnie opisują na swoich blogach nastolatki? Tak, czytam czasem posty typu „OMO OMO OMO!!! JaeJong na mnie spojrzał!!!!”, ale tylko z nudów, po prostu mam świadomość, że gdybym była normalna to pewnie też pisałabym podobne głupoty. Tyle, że o żadnych motylkach, robaczkach ani żabkach nie ma mowy, ja nie wiem co one mają na myśli pisząc takie farmazony, ale powinny się zgłosić do specjalisty. Nic takiego nie czuję, oprócz strachu, że coś mu się stanie to nie czuję prawie nic. Po prostu kiedy go widzę od razu mam lepszy humor. Kiedy jest smutny ja próbuję go pocieszyć, a kiedy się cieszy to ja tez, mimo, że wcześniej byłam zła. Normalne? Nie, założę się, że to objaw jakiejś choroby psychicznej.Chłopak z Big Bang swobodnym krokiem podszedł do nasi otworzył teczkę. Z uśmiechem krzywych zębów kiwnął głową do swych kumpli, a tamci wypchnęli YoungJae ze swoich szeregów. Poczułam jakby kamień spadł mi z serca, a właściwie głaz, albo nawet cała góra. Widziałam całego i zdrowego, choć trochę sponiewieranego chłapaka. Przyglądał się każdemu z nas z radością, a nawet jakimś dziwnym rozmarzeniem. Nie zauważyłam kiedy chłopak z wrogiego gangu wyciągnął spluwę, nie zauważyłam kiedy strzelił. Zobaczyłam tylko krew przesiąkającą przez koszulkę YoungJae i jego wzrok utkwiony we mnie. Z przerażeniem patrzyłam na przewracającego się chłopaka. Kilka sekund wydawało się być wiecznością.
Po raz kolejny widziałam jak umiera bliska mi osoba.
Ja pierwsza z naszej grupy strzeliłam.
Zabili go, zabili go, zabili go… - krążyło mi po głowie…
Poczułam ciche pluśnięcie i obezwładniający ból w klatce piersiowej, przynajmniej oszczędzili mi wyrzutów sumienia…
Obudziłam się zlana zimnym potem i z przyśpieszonym oddechem.
To był sen, głupi sen… Rozglądałam się po pokoju żeby upewnić się, że to nie była prawda. Czy tylko mi śnią się takie rzeczy?!
Ubrałam się i wyszłam z dusznego pokoju, no świetnie! Szósta rano, a ja i tak już nie zasnę.
W magazynie zastałam Banga, czy on w ogóle spał? On z nas jest najspokojniejszy, dlatego potrafi nad nami zapanować. Tylko czy on kiedykolwiek spał?
Kiwnęłam mu na powitanie, w gruncie rzeczy byliśmy jednak do siebie podobni. Nie lubiliśmy gwaru i nie używaliśmy zbędnych słów. Milczenie jest dla nas prawdziwym złotem.
Spojrzał na mnie z braterską troską.
- Ty go kochasz, prawda? – pyta świdrując mnie przenikliwym spojrzeniem. Mrugam oczami… jak?
- Co?! Nie… - zaprzeczam gwałtownie, ale to nie ma sensu, zna mnie lepiej niż własną kieszeń. – Oppa, skąd to wiesz?
- Jestem twoim bratem Lee – wykrzywił usta na coś w rodzaju uśmiechu – będzie dobrze, uratujemy go.
- Boję się – szepczę cicho, dawno nie mówiłam o swoich uczuciach, właściwie to żaden z nas nie mówił.
- Strach ma wile odsłon, każdy się boi. – mruczy w odpowiedzi
- Ty też? – pytam z niedowierzaniem, on zawsze jest opanowany.
- Jasne, że tak – zawołał – nawet nie wiesz jak bardzo.
- Czego?
- O ciebie siostrzyczko… - westchnął głośno – do tej pory nie wiem jakim cudem pozwoliłem dołączyć ci do gangu.
Uśmiecham się pod nosem, do tej pory pamiętam jaki był niezadowolony, ale zrobiłam to żeby go w jakiś sposób chronić.
~*~
Brązowowłosy mężczyzna powolnym krokiem podszedł do nas i otworzył walizkę. Swoją drogą odważna funkcja, zawsze moglibyśmy go kropnąć, albo wziąć na wymianę. Kiedy zobaczył hajs na pooranej zmarszczkami szczurzej gębie pojawił się uśmiech. Zacisnęłam pięści, czy to musi tle trwać?! Nie mogli zabrać kasy, oddać YoungJae i tak po prosu byśmy się rozeszli?!
Kiedy facet wreszcie się odwrócił nasz kumpel podniósł z nadzieją głowę, tak jak w moim śnie został wypchnięty przed szereg.
W myślach błagałam, żeby mój sen nie okazał się być proroczy.
YoungJae padł w ramiona Banga, a ja odetchnęłam z ulgą. Przymrużyłam oczy, w mojej głowie panował chaos… euforia jaką czułam w tamtej chwili była nienaruszalna, nic nie zdołałoby jej popsuć.
A jednak… całe moje zadowolenie prysło kiedy zobaczyłam funkcjonariuszy SWAT.
Pierwsza myśl to wiać, ale nie było gdzie, nie było jak, nie było czym… A miało być tak pięknie…
Mimo to złapałam dopiero co uratowanego chłopaka za rękaw i chciałam go pociągnąć w stronę wyjścia, które i tak było obstawione przez gliny, ale on ani drgnął, puściłam jego rękę i przyjrzałam mu się dokładniej.
I wtedy zobaczyłam uśmiech na twarzy YoungJae, to jest zdrajca! Wydał nas policji, a my dla niego okradliśmy bank! Srebrna odznaka, spoczywająca w jego dłoniach raziła mnie w oczy.
Z głupim uśmiechem zasalutował nam i tylko gest Banga powstrzymał mnie od rzucenia się na niego.
Zdrajca odwrócił się i powolnym krokiem zaczął się oddalać, tego nawet Bang nie wytrzymał i z chęcią rzucenia się na niego, zrobił kilka kroków. SWAT zareagowało na to błyskawicznie i wszyscy zostaliśmy przygnieceni do ściany.
- YAH! – wydarłam się – ZDRAJCA!!
~*~
- Pamiętasz mnie? – pyta jadowitym tonem, przez ułamek sekundy waham się co odpowiedzieć, ale skoro i tak mam trafić do pudła to warto jej jeszcze nerwy popsuć.
- Jasne, że tak – mówię niewinnym tonem – jesteś tą rudą suką, której mój brat darował życie.
To było jedno z dwóch pytań, na które odpowiedziałam, moje milczenie doprowadzało ją do szaleństwa.
- Na jaki wyrok liczysz? – spytała pod koniec, na co parsknęłam gorzkim śmiechem
- Na dożywocie – mruknęłam ze stoickim spokojem – albo nie! Krzesło elektryczne, spektakularna śmierć, prawda? Ale kulka w łeb też załatwiłaby sprawę.
Było mi już wszystko jedno, moi bracia byli w takiej samej sytuacji jak ja, a ukochany okazał się być podłym zdrajcą.
Wpakowali mnie do celi i myśleli, że się złamię. A tu pech.
Jestem Bang JiMin… jestem Lee i nikogo nie wsypię.
Któreś z rzędu przesłuchanie prowadzi YoungJae, bez tego głupiego światła, ani krzyków nie przypominało to przesłuchania z tamtą rudą Europejką.
Na każde pytanie odpowiadam jednym słowem: „zdrajca”. Zastanawia mnie po co pyta, skoro i tak wszystko doskonale wie. Kto dawał nam zlecenia, ile zleceń mogliśmy przyjąć, po co to robiliśmy…
Po co pytasz, Jae? Przecież doskonale znasz odpowiedzi na te pytania… Może nawet lepiej niż ja?
I znów wpakowali mnie do tego pokoju… Nawet do niego przywykłam, chociaż na początku myślałam, że prędzej zwariuję nim przywyknę do tych obskurnych, obdrapanych ścian. Właściwie to zwariowałam i dlatego się przyzwyczaiłam… tak, to na pewno to. Zaczynam bez celu wpatrywać się w niebo, przez malutkie okienko. Kto by pomyślał, że w moim wieku będę oglądała niebo w kratkę… na pewno nie ja…
Najgorsze jest… dużo rzeczy… nie mam pojęcia co się dzieje z „moimi”, a przez te przesłuchania z nim mam chore myśli… Po tym co zrobił, po tej jego perfidnej zdradzie ja wciąż go kocham… Patrzę na niego z nienawiścią, żeby potem przez całą noc zastanawiać się nad powodami tej zdrady…
Z kim był najpierw… Z nami, czy z policją?
Pan komisarz Yoo YoungJae… zdradził nas dla jednej gwiazdki, dla tytułu! A ja głupia wierzyłam, że jesteśmy dla niego rodziną, że on tak jak ja będzie chciał chronić resztę… ale wygląda na to, że on ma inne priorytety… na przykład awans.
- Daj sobie pomóc – znowu przesłuchanie z nim, chyba wolę jak wrzeszczy na mnie ta druga, nie mam problemu z odpowiadaniem jej obraźliwych rzeczy.
- Ty chcesz mi pomóc?! – wydzieram się, mimo, że chciałam milczeć – ty nam już pomogłeś.
I cała moja dumna postawa lgnęła w gruzach… pięści same mi się zacisnęły, wbrew własnej woli się na niego rzuciłam. Niestety nie zdążyłam mu nic zrobić, jego policyjni koledzy odciągnęli mnie zbyt szybko.
To małe okienko to mój jedyny punkt zaczepny. Chyba chcą mnie złamać brakiem zajęć, ale im się to nie uda. Na pewno nie ze mną te numery.
Dostałam liścik, nie mam pojęcia w jaki sposób dostał się do mojej celi, ale kiedy się obudziłam mała karteczka leżała tuż przy moim nosie.
„Wyciągnę Cię stąd, obiecuję.
YoungJae”
- Pieprz się! – wydarłam się – wszyscy się pieprzcie!
~*~
- Dlaczego to zrobiłeś? – moje pytanie nie uzyskało odpowiedzi, zresztą YoungJae już nie było. Zostawiłam kluczę i wyszłam z domu, nie chciałam łaski, a już zwłaszcza jego. Błądziłam bez celu ulicami miasta. Nie wiem czy reszta wie, że zostałam zwolniona, a nawet jeśli mają mnie za zdrajczynie. Tylko jak on przekonał policje o mojej niewinności? Nawet nie chcę myśleć co on tam nagadał. Wpadłam na kogoś, a podczas upadku powstrzymywałam się od wyżycia się na mojej przeszkodzie. Podniosłam wzrok na mężczyznę, który na oko był ode mnie kilka lat starszy.
- Mianhe, nic ci nie jest, Oppa? – chciałam go zauroczyć, czy coś guście byle tylko mnie puścił. Wspominałam o tym, że mnie trzymał za nadgarstki, chyba nie, No to wspominam. A kiedy spojrzałam na niego nawet domyśliłam się dlaczego.
- Puszczaj! – syknęłam w stronę jednego z członków Big Bang. Zaraz, jak mu było… TaeYong? TeaYang?
- Czyżbyś zaczęła kablować? – na jego usta wdarł się pogardliwy uśmiech, który doprowadzał mnie do pasji.
- Nikogo nie wydałam – warknęłam próbując wyszarpnąć dłonie z uścisku.
- Czekaj – zwrócił się do mnie o wiele przyjaźniejszym tonem – skoro ludzie z twojego gangu siedzą to może przyłączysz się do nas? Nasz lider ceni sobie nowe, silne osobowości, a ty niewątpliwie się do nich zaliczasz. – posłał mi zachęcający uśmiech - Więc jak?
- Zapamiętaj sobie – wyszarpnęłam ręce z uścisku – nigdy do was nie przystanę, choćby się waliło i paliło – podciągnęłam rękaw bluzy, żeby znak naszego gangu był widoczny – zawsze będę należała tu, z moimi braćmi, a wy jesteście wrogami! – walnęłam chłopakowi prawym prostym i powolnym krokiem zaczęłam odchodzić.
- Chciałem być miły, księżniczko – kiedy się odwróciłam zobaczyłam w jego dłoniach broń. Zaczęłam uciekać, lecz mimo to kula trafiła mnie w ramie. Biegłam dalej, żeby zniknąć zanim tamten zorientuje się jak bardzo chybił. Chwyciłam miejsce krwawienia, żeby zatamować upływanie krwi, cały rękaw był już czerwony.
To mała ranka, miałaś większe. – przekonywałam sama siebie. Nogi same poniosły mnie do magazynu, który do niedawna był moim domem. Bez chłopaków to były tylko ściany, wszystko zostawialiśmy w pośpiechu, przekonani, że zaraz wrócimy i dalej będziemy wiedli takie życie jak do tej pory. Dziwne, że nie było tu śladu po glinach. Zaczęłam opatrywać sobie ranę, HimChan robił to o wiele lepiej niż ja. Pamiętam jak podczas jednej z pierwszych moich akcji zostałam ranna, w sumie jak teraz o tym myślę sama się o to prosiłam. Po tej wyprawie zostałam delikatnie opatrzona przez fachową rękę Kim’a. Był lepszy niż niejeden lekarz. YoungJae strasznie mi wtedy usługiwał i nie pozwalał robić praktycznie nic, chociaż to było na dobrą sprawę tylko draśnięcie.
Zostawił mnie w spokoju – pomyślałam po kilku dniach, skoro jeszcze tu nie przyszedł znaczy, że sobie mnie odpuścił.
To wszystko przez niego! Gdyby nie on to byśmy byli wszyscy razem i… i nic. Lepiej nie myśleć co by było gdyby, lepiej się zemścić. Stara nieużywana od dawna broń Banga wciąż tu jest, mogę zrobić z niej użytek. I nagle jak na życzenie drzwi magazynu otwierają się z głośnym skrzypieniem. Wiedziałam, że to on. Gdy był bliżej wycelowałam w jego pierś, prosto w serce, jeden strzał i po bólu. On jednak tylko mierzy mnie spokojnym spojrzeniem.
- Będziesz miała przez to kłopoty – stwierdził
- Nie obchodzi mnie to – odwarknęłam – zdradziłeś nas, gang to rodzina! A ty o tym zapomniałeś!
- Nigdy bym o tym nie zapomniał – powoli robił kroczki w moją stronę.
- Dlaczego mnie wyciągnąłeś? – zapytałam nie opuszczając broni – Podaj choć jeden logiczny powód!
- Saranghae – oniemiałam, a on to wykorzystał biorąc mnie w ramiona. - wyciągnę ich, obiecuję.
Uwierzyłam, chciałam wierzyć, że on nas nie zdradził, że jest dobry i, że mnie kocha. Drzwi od magazynu po raz kolejny się otworzyły i wpadło kilkanaście osób, których nie poznawałam. A nie, jest tamten z ulicy, który mnie zaatakował, teraz szczerzy się jak ostatni debil, tuż obok niego stoi ta ruda z komisariatu. Jestem zadziwiająco spokojna jak na to co się zaraz wydarzy. Tylko głupek na moim miejscu by nie wiedział. Big Bang wykorzystało szanse, zniszczą nasz gang kiedy mnie zabiją, bo zostałam ostatnim członkiem na wolności i teraz wykorzystają okazje.
- Ja ciebie też… - szpenęłam do zaskoczonego sytuacją chłopaka. Wiem, że wiedział co się stanie, ale się tego nie spodziewał. Ja już dawno pożegnałam się z życiem. Automatycznie wysunęłam się przed niego i strzeliłam, nie byłam debilem wiedziałam, że nie mam szans, ale skoro i tak umrę to zabiorę jednego z nich ze sobą. Padło na rudą, krzyknęła widząc powiększającą się czerwień krwi na swojej bluzce, kiedy upadła nikt nie rzucił się jej na pomoc. Poczułam serie pocisków wstrząstającą moim ciałem. Tak zginęłam, od kuli wrogiego gangu, czyli dokładnie tak jak chciałam.
Może moja historia Was czegoś nauczy, albo w czymś pomoże.
Prosto z zaświatów
Bang JiMin, albo Lee – jak kto woli, mnie jest już w sumie obojętne.
~*~
Yoo YoungJae położył kwiaty na jasnym grobie, za wszelką cenę próbując zachować spokój. Nie było mu łatwo, w ciągu ostatnich tygodni wiele się działo w jego życiu. Trzeba zacząć od tego, że się zakochał w osobie, w której zakochać się wcale nie powinien, nie dość, że to była osoba z gangu, do którego należał to jeszcze siostra najlepszego przyjaciela. Ale stało się i na własne nieszczęście dziewczyna odwzajemniła to uczucie. Wtedy dostał od policji ultimatum, albo pomoże zgarnąć do więzienia resztę gangu i on i jego ukochana pozostaną na wolności, albo dziewczyna zginie, a on i przyjaciele i tak prędzej czy później zostaną złapani. Zgodził się na to, zrobił by wszystko dla tej małej osóbki, która zawładnęła jego sercem. No i wszystko potoczyło się jak po maśle, nawet psy wywiązały się z obietnicy i wypuściły JiMin, ale nie mógł jej zdradzić dlaczego tak postąpił, a ona rzecz jasna go znienawidziła. W końcu jej brat i przyjaciele wylądowali przez niego w miejscu, którego każdy chce uniknąć. Kiedy stwierdził, że musi jej o tym powiedzieć, bo nie może znieść życia bez niej i kiedy powiedziała, że go kocha zginęła. A dlaczego? Policja zawarła układ nie tylko z nim, ale z następnym wrogim gangiem, chodziło o to, żeby jak najbardziej zmniejszyć przestępczość w mieście, a gliny musiały wiedzieć, że siostra nie zostawi braci i będzie chciała ich pomścić. Wtedy Big Bang pojawiło się na scenie, dostali pracę w policji jakiejś tam, YoungJae to nie obchodziło, obchodziła go tylko jej śmierć. Ale wracając do tematu, Big Bang idealnie nadawali się na katów dla tej młodej dziewczyny, nienawidzili cały jej gang tak samo jak ona ich, więc kiedy przyszli do magazynu, w którym się ukrywała było wiadomo po co. Zabili ją i uciekli, teraz mają posadę w policji i względnie czyste sumienie, niewiele osób wie do czego się posunęli. Historia kończy się na śmierci JiMin, dla YoungJae był to koniec świata, ale ostatnie słowa, które wypowiedziała leżąc już we krwi na podłodze to „Kocham Cię” – tylko te słowa trzymały go przy życiu. Ona nie chciałaby, żeby zginął, dlatego nie popełnił samobójstwa, bo doskonale o tym wiedział. Tylko co to za życie? Bez osoby, którą się kochało ponad wszystko inne? Żadne, nawet jeśli ponownie się zakocha nie będzie to miłość taka jak ta.
- Kocham Cię, Lee… - powiedział, a łza potoczyła mu się po policzku, po chwili wstał i odszedł klucząc pomiędzy innymi mogiłami. Kiedy znikał we mgle wydawać by się mogło, że znika na zawsze, ale tak nie jest. On ma w życiu jeszcze jeden cel, on chcę pomścić śmierć swojej Lee.